poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 5

Bella's POV:

Obudziłam się przez warkot silnika,zaraz co ja robię w samochodzie? Momentalnie się wyprostowałam, usiadłam w fotelu i spięłam mięśnie. Delikatnie spojrzałam w stronę okna chcąc chociaż minimalnie zorientować się gdzie jestem wywożona.
- Widzę, że księżniczka się obudziła. - usłyszałam męski głos, który znałam i któremu ufałam. Od razu rozluźniłam mięśnie wiedząc, że jestem bezpieczna.
- Hej Jay, co słychać? - zachichotałam.
- Wszystko dobrze, a jak ty się czujesz? - zapytał niepewnie Justin.
- Jest dobrze, bo jesteś tu ze mną i mnie uratowałeś. Dziękuję ci Justin, za wszystko. Gdybyś przyjechał kilka minut później to nie wiem czy dałabym radę jeszcze z nim walczyć i pewnie by mnie... - nie dałam rady dokończyć zdania, czułam tylko gulę w moim gardle i łzy napływające do moich oczu.
- Hej kochanie, nie płacz. Proszę wszystko tylko nie to. - powiedział chłopak zjeżdżając na pobocze.
- Jest już dobrze, ze mną nic ci się nie stanie. Zawsze będę obok ciebie, będziesz bezpieczna ze mną. - obiecał mi szatyn po czym kciukiem otarł moje mokre policzki.
- Wiesz, że jesteś piękna? - czułam jak moja twarz robi się czerwona, wiec wyrwałam się od rąk Justina
i szybko zasłoniłam twarz włosami.
- Mówiłem ci, żebyś się przede mną nie chowała. Jesteś piękna, a to jak się rumienisz gdy cię skomplementuję jest strasznie słodkie.
- To ty jesteś słodki, Justin. - zachichotałam
- O nie, moja droga. Nigdy nie mów, że jesteś słodki. - zagroził mi palcem chłopak, po czym wybuchł śmiechem.
- Co w tym strasznego? Jesteś bardzo uroczy. Myślisz, że nie zauważyłam tego wielkiego bukietu róż z tyłu na siedzeniach? Twoja dziewczyna to wielka szczęściara, mieć takiego seksownego, opiekuńczego chłopaka to cud. Dostać od niego taki piękny bukiet, jak przypuszczam bez okazji? Chłopak idealny, jakich mało.
- Wyjaśnijmy sobie coś. Po pierwsze nie mam dziewczyny, po drugie te kwiaty miałem dać tobie, ale wyszło jak wyszło więc miałem zamiar podarować ci je potem, a po trzecie uważasz, że jestem seksowny? - zapytał chłopak po czym zabawnie poruszył brwiami. Widząc jego ruchy wybuchłam śmiechem, a szatyn zaraz
po mnie.
- Widziałeś siebie w lustrze? Jestem pewna, że tak, więc dobrze wiesz jak na twój widok reagują dziewczyny. Wszystkie za tobą szaleją. - wydukałam przez śmiech.
- Wszystkie? Czyli ty też?
- O nie, mój drogi. Ja mam dość chłopaków i miłości na długi, okropnie długi czas. - powtórzyłam słowa chłopaka, ale po wypowiedzeniu tego zdania ujrzałam w oczach chłopaka smutek. Jednak szybko zmienił wyraz twarzy na obojętny.
- Skoro masz dość chłopaków to czemu właśnie teraz siedzisz ze mną w samochodzie i na dodatek rozmawiasz? - zapytał poważnie Justin.
- A co mam ze sobą zrobić? Jeśli jestem dla ciebie obciążeniem to mi powiedz, a dam sobie radę sama. - powiedziałam i spojrzałam smutno na chłopaka.
- Maleńka, przepraszam. Nie to miałem na myśli, to nie tak miało zabrzmieć. Nawet tak nie mów, że jesteś problemem, będę cię chronił mimo wszystko. 
Miałam dość, wszystko się wali. Rodzice mnie zostawili, mój były chłopak próbował mnie zgwałcić i jeszcze na dodatek Justin sugeruje, że jestem problemem i ma mnie dosyć, przynajmniej ja tak zrozumiałam. Odwróciłam głowę w stronę okna i zauważając, że nadal stoimy na poboczu chwyciłam klamkę. Spojrzałam ostatni raz na chłopaka i wysiadłam z samochodu kierując się na dużą górę i na to co było w oddali.
Księżyc w pełni oświetlał mi drogę, więc po prostu szłam przed siebie, jak najdalej od chłopaka.
Miałam tylko nadzieję, że wystawił moje rzeczy i pojechał dalej, a nie że będzie za mną szedł. Dam sobie radę sama, a skoro sprawiam mu problemy tak będzie lepiej. Usłyszałam szum wody, więc kierowałam
się w tamtym kierunku będąc ciekawa co jest przede mną. Nagle moim oczom ukazał się najpiękniejszy widok jaki widziałam. Na środku wielkiej góry stała mała ławeczka, do której szybko podeszłam, a gdy
na niej usiadłam i popatrzyłam przed siebie nie mogłam wyjść z szoku. Siedziałam na zboczu klifu, a przede mną rozprzestrzeniał się widok delikatnie oświetlonego oceanu. Poczułam, że ławka ugina się pod ciężarem jeszcze jednej osoby. Nie przestraszyłam się ani nie odwróciłam, bo wiedziałam że to Justin. Jego perfumy będę umiała wyczuć nawet w odległości stu kilometrów. Patrzyłam nadal na piękny widok, ale kątem oka widziałam jak Jay intensywnie się we mnie wpatruje i usiłuje coś powiedzieć, jednak nic nie wyszło z jego ust.

Justin's POV:

Czemu ja nigdy nie mogę ugryźć się w język zanim powiem jakieś głupoty? Patrząc na wybiegającą Isabellę z mojego auta momentalnie dałem sobie po ryju i poszedłem śladem dziewczyny.
Doskonale wiedziałem gdzie byliśmy, więc znalezienie jej w lesie nie może być trudne. Zauważyłem znikającą postać dziewczyny za drzewami i puściłem się biegiem za nią. Gdy zauważyłem Isabellę siedzącą na ławce od razu się uspokoiłem i wolno podszedłem do niej. Usiadłem koło szatynki, ale nie poruszyła
się ani nie spojrzała na mnie, kurwa. Zjebałem sprawę i to po całej linii. 
- Prawda, że jest pięknie? - zacząłem cicho rozmowę. 
Bella nadal się nie odzywała, ale lekko skinęła głową. Ucieszyłem się, że nie ignoruje mnie zupełnie.
- Isabella? - znowu zapytałem prawie szeptem. Dziewczyna delikatnie odwróciła głowę w moją stronę tak, że widziałem tylko jej profil.
- Proszę, spójrz na mnie. Nie ignoruj mnie. Nakrzycz na mnie, uderz mnie, cokolwiek tylko nie ignoruj mnie, bo to boli najbardziej. 
- Nie będę nic robić Justin. Dlaczego mam cię uderzyć czy nakrzyczeć? Za to, że uświadomiłeś mi to,
że zawsze byłam problemem którego nikt nie chciał? Za to, że jestem nikomu niepotrzebna? Powinnam
ci podziękować, bo gdyby nie ty nadal żyłabym w tym głupim przekonaniu, że jednak coś dla kogoś znaczę. - powiedziała dziewczyna prychając.
- Przestań, nie mów tak! Jak możesz tak myśleć? To, że ja jestem kretynem i źle dobrałem słowa, które
cię uraziły nie oznacza, że nikt cię nie chce! Do jasnej cholery, Bella! Nigdy więcej nie pozwalam
ci powiedzieć, że jesteś nic nie warta. - zdenerwowałem się i lekko podniosłem głos uświadamiając dziewczynie coś co powinna wiedzieć. 
- Nie Justin, spójrz na to z mojej strony. Gdyby rodzice mnie kochali i ufali mi to chyba powiedzieliby
mi o tym, że ściga ich mafia. Gdyby mój były chłopak mnie szanował nie chciałby mnie zgwałcić. Gdybym znaczyła coś dla ciebie, co jest kompletnym szaleństwem bo jesteś dla mnie obcy, to nie siedzielibyśmy tutaj rozmawiając o tym jaka jestem beznadziejna, więc nie mów...- nie dałem jej dokończyć zdania, wiem
że nie powinienem tego robić, ale to było silniejsze ode mnie. Chciałem, żeby dziewczyna nareszcie
się przymknęła i skończyła działać mi na nerwy. Pochyliłem się i ją pocałowałem. Złapałem Bellę za talię
i przyciągnąłem do siebie, bez żadnych oporów szatynka usiadła mi na kolanach. Jednak przez chwilę
nie odwzajemniała pocałunku będąc zszokowana moim ruchem. To była dosłownie minutka, już miałem
się odsunąć od dziewczyny gdy ta zaczęła współpracować swoimi wargami z moimi. To wszystko było bardzo delikatne i spokojne, jest to chyba pierwszy mój taki pocałunek. Odsunąłem się od niej,
gdy zabrakło mi tchu, ale przeniosłem się na linię szczęki i szyję dziewczyny. Gdy zassałem jej czuły punkt
na szyi otrzymałem od niej cichy jęk przyjemności i uśmiechnąłem się przez składane pocałunki. Delikatnie gryzłem i ssałem jej czuły punkt na szyi, więc doskonale zdawałem sobie z tego sprawę że pojawi się tam malinka. Nagle dziewczyna zeszła z moich kolan i usiadła na ławce, zdezorientowany nie wiedziałem
co się dzieje. Usłyszałem chichy chichot szatynki, który zaraz zmienił się w głośny śmiech. Nadal
nie rozumiejąc powodu do śmiechu wyłapałem spojrzenie Belli. Poszedłem na jej wzrokiem na moje krocze, wszystko jasne. W spodniach było widoczne dość spore wybrzuszenie, no co? Nie moja wina, że Isabella mnie
tak pociąga.
- Widzisz słonko? I co narobiłaś biednemu Justinkowi? - spytałem z dziecięcym głosem.
- To ja powinnam zapytać, co ty dzieciaczku robiłeś przed chwilą na mojej twarzy oraz szyi?
- Takie małe czary mary, maleństwo. - powiedziałem do dziewczyny po czym puściłem jej oczko.
- Nie miałem pomysłu jak cię uciszyć, musisz wiedzieć że mimo że znamy się parę dni jesteś dla mnie ważna
i nie pozwolę cię skrzywdzić, rozumiesz? - szatynka w odpowiedzi tylko pokiwała głową.
- Isabella? Muszę ci coś powiedzieć, możesz mnie po tym znienawidzić ale musisz to wiedzieć. - musiałem jej powiedzieć o zakładzie z jej ojcem, nie chcę zaczynać z nią od kłamstw, muszę być szczery.
- Poczekaj Justin, możesz mi to powiedzieć jak dojedziemy do twojego domu? Jestem strasznie zmęczona. - przerwała mi dziewczyna i wysunęła dolną wargę do zewnątrz, wyglądając przy tym przesłodko.
- Pewnie aniołku, to może poczekać ale nie długo. - wziąłem Bellę na ręce widząc, że ze zmęczenia
nie da rady sama dojść. Idąc w kierunku samochodu usłyszałem przychodzącą wiadomość, trzymając jedną ręką dziewczynę odblokowałem telefon i zauważyłem sms'a od ojca szatynki. Momentalnie cała krew odpłynęła mi z twarzy. Coś czuję, że nie będzie za wesoło.
***
PRZEPRASZAM, JESTEM DO DUPY.
alex xo
Będzie miło jak skomentujecie :)

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 4

Od razu przepraszam, że rozdział nie pojawił się wcześniej, ale miałam kłopoty z Internetem.
_____________________________________________________________________

Nagle chłopak podniósł rękę na co od razu się skuliłam, zamknęłam oczy czekając na uderzenie.

Justin's POV:

- Isabella? - patrzyłem na dziewczynę w kompletnym szoku, nie wiedziałem dlaczego trzęsła się ze strachu.
Jednak po chwili zobaczyłem wszystko z jej perspektywy. Stoi nad tobą wkurwiony facet z podniesioną ręką, ja pierdole.
- Kurwa, jaki ze mnie kretyn. Przepraszam, kochanie. Nie chciałem cię uderzyć, nigdy bym tego nie zrobił. Jesteś bezpieczna, na prawdę. Wybacz mi, proszę. - zacząłem się szybko tłumaczyć widząc przerażenie dziewczyny. Bella nic nie powiedziała, więc chwyciłem ją i przyciągnąłem do siebie. Szatynka objęła mnie ramionami potrzebując ciepła drugiej osoby. Jak mogłem być takim idiotom i zapomnieć jak ona reaguje
na takie ruchy? Od razu chciałem strzelić sobie po mordzie, ale widząc strach w jej pięknych oczach
nie myślałem za dużo i przytuliłem ją do swojej klatki piersiowej. Staliśmy tak przez jakiś czas, szatynka uspokoiła się i po chwili odsunęła.
- Pójdę zanieść Twoje rzeczy do samochodu i może pojadę po coś do jedzenia?
- Pewnie, to dobry pomysł. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem Bella.
- Justin? - zatrzymał mnie jej niepewny głosik.
- Tak, kochanie? - dziewczyna podeszła do mnie i pocałowała mnie lekko w policzek.
- Dziękuję. - wyszeptała i posłała mi najpiękniejszy uśmiech jaki dotąd widziałem. 
Jak ta dziewczyna na mnie działa! Co się ze mną dzieje? 
Wyszedłem z jej domu i wsiadłem do samochodu wyciągając paczkę papierosów. Odpaliłem jednego
i zaciągnąłem się. Nikotyna przeszła do mojego organizmu, co od razu mnie rozluźniło, ale jednak nie tak bardzo jak dotyk Belli. Wypuszczając dym zrobiłem idealne kółko i z zadowoleniem uruchomiłem silnik.
Pojechałem do galerii po jedzenie dla nas, już miałem wracać lecz zobaczyłem w kwiaciarni na rogu wielki bukiet czerwonych róż, który postanowiłem kupić i podarować Isabelli.

Bella's POV:

Jay wyszedł, a ja postanowiłam się przejść po mieszkaniu i wyliczyć wszystkie straty. Chodziłam w kółko
po domu próbując zabić czas w oczekiwaniu na powrót szatyna. Nagle usłyszałam głośne pukanie do drzwi, pewnie Justin z jedzeniem wrócił i nie ma jak wejść. Pobiegłam na dół i z uśmiechem otworzyłam drzwi.
Jednak widząc kto stoi na wycieraczce, zamiast Justina cały dobry humor oraz krew odpłynęła mi z twarzy.
- Co ty tu kurwa robisz? Wypierdalaj z mojego domu! Nie chce cię znać. - krzyczałam i próbowałam wypchnąć niechcianego gościa mieszkania. Domyślacie się kto wpadł w jakże miłe odwiedziny? Ten sam kretyn co mnie zwyzywał i uderzył. Dokładnie, to Mike, najgorszy chłopak na świecie.
- Bella, kotku. Przecież mnie kochałaś. Co się stało? - zapytał z pogardą.
- No właśnie Mike, kochałam cię. To się skończyło, więc wyjdź. - próbowałam brzmieć spokojnie, mimo
że w środku wszystko się gotowało.
- Daj mi jeszcze jedną szansę, proszę. Było nam tak dobrze.
- Za mało wyrządziłeś mi krzywd? Wynoś się damski bokserze! 
- Coś ty powiedziała, szmato? - oho, wkurwił się.
- To co słyszałeś. A teraz nie chcę cię tu widzieć.
Próbowałam wypchać chłopaka na wycieraczkę, jednak na darmo. Mike był silniejszy i popchał mnie
do środka zamykając przy tym drzwi.
- Skoro mnie kochasz, to powinnaś mi to pokazać maleńka. - powiedział rozpinając przy tym guziki
od swojej koszuli i patrząc na mnie wzrokiem, od którego robiło mi się niedobrze. Przestraszyłam się, jednak nie dawałam po sobie tego poznać.
- Już straciłaś swoją pewność siebie? - podchodził coraz bliżej mnie już bez górnej części garderoby.
Nie wierzę, nie zrobi mi tego. Nie jest aż takim chujem, żeby mnie zgwałcić. Chłopak podszedł do mnie
i mocno złapał mnie za talię, jednym ruchem przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej.
- Zostaw mnie! Puść mnie kurwa! - krzyczałam z nadzieję, że Justin zaraz wróci i mi pomoże.
- Nie drzyj mordy mała szmato. Oszczędzaj swoje krzyki na naszą zabawę. Jak on mógł być moim chłopakiem? Co ja w nim widziałam? Nagle poczułam jak brunet siłą zdejmuje moją koszulkę.
- Złaź ze mnie! Zostaw mnie do jasnej cholery!
Poczułam ból na policzku i łzy spływające po moich policzkach.
- Ty pierdolony chuju! Jak mogłeś znowu mnie uderzyć?! 
- Jak widać bez większych problemów. - powiedział Mike i uderzył mnie w drugi policzek. Wybuchłam płaczem i na wierciłam się pod chłopakiem, żeby tylko zyskać na czasie i odwlekać ten moment
jak najbardziej. 
- Przestać się wić dziwko, nie mogę się skupić! 
- Mike, nie chcesz tego zrobić, zostaw mnie w spokoju. - próbowałam przekonać chłopaka, jednak na darmo. Udało mu się rozpiąć moją bluzkę i odrzucić ją w drugi kąt pokoju. Starałam się zakryć rękoma
 i uwolnić od uścisku, ale mimo moich prób nie mogłam nic już zrobić. Chłopak był zbyt silny. Mogłam tylko leżeć, czekać aż mnie zgwałci i najzwyczajniej w świecie zabić się. Przez całą tą sytuację nie usłyszałam ryku silnika, myślałam że to mój koniec. Jednak odnalazłam mojego wybawcę. Księcia na białym koniu.

Justin's POV:
Podjechałem pod dom dziewczyny i zauważyłem obce auto pod bramą, kto mógł do niej przyjechać?
Zabrałem jedzenie i kierowałem się pod drzwi, kiedy usłyszałem krzyki Belli dochodzące ze środka.
Rzuciłem wszystko co miałem w rękach i wbiegłem do domu. Isabella leżała na podłodze bez koszulki, widziałem tylko łzy spływające po jej policzkach i jakiegoś kolesia wiszącego nad nią.
- Spierdalaj z niej! - podbiegłem do chłopaka i łapiąc go za włosy rzuciłem go do góry, żeby uderzył plecami o ścianę. Kątem oka spojrzałem na szatynkę, która uwolniona spod uścisku szybko usiadła pod ścianą, zwinęła się w kulkę i zaczęła płakać. Chciałem od razu do niej podejść, ale nie mogłem odpuścić temu chłoptasiowi za położenie swoich obleśnych łap na Isabelli. Podszedłem do niego i zacząłem bić go pięściami po mordzie. Chłopak tylko wył z bólu, ale nic mnie to nie obchodziło. Niech wie, że nigdy więcej nie dotknie Belli.
- Już wiesz, że masz więcej się do niej nie zbliżać? - krzyknąłem mu w twarz. Uderzyłem go pięścią
w brzuch na co zwinął się w bólu. 
- Pytałem o coś!
- T..tak, rozumiem. - udało mu się wykrztusić dwa słowa zanim dostał jeszcze kilka razy. Chwyciłem
 go za szyję, otworzyłem drzwi i dosłownie wyrzuciłem go na zbity pysk. Odwróciłem się i zobaczyłem przestraszoną, zranioną dziewczynę, która miała głowę schowaną w nogach, więc na szczęście nie widziała całej tej akcji. Szybko podszedłem do szatynki i usiadłem obok niej. Chwyciłem ją mocno za ramiona
i przytuliłem do siebie. Na mój dotyk dziewczyna spięła się i chciała zaczęła wyrywać się z uścisku. Jednak nie pozwoliłem jej na to i jeszcze mocniej ją przytuliłem.
- Spokojnie kochanie, to tylko ja. Nic ci nie zrobię. Popatrz na mnie. - błagałem dziewczynę, która nadal wyrywała się ode mnie. Podniosłem jej zapłakaną twarzyczkę w moją stronę i delikatnie pocałowałem ją
w czoło.
- To tylko ja, to ja Justin. Nie musisz się mnie obawiać. Już po wszystkim.
Isabella zobaczyła, że nic jej nie zrobię i wdrapała mi się na kolana wybuchając głośnym płaczem. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej swojej klatki piersiowej. Gładziłem dłonią jej plecy, przez co zaczęła
się powoli uspokajać. Kiwałem dziewczyną w przód i w tył, nadal masując jej plecki. Przyłożyłem usta
do główki Belli i delikatnie całowałem ją we włosy oraz w czoło. Siedzieliśmy przytuleni do siebie tak długo, aż dziewczyna nie zasnęła na moich kolanach. Wziąłem ją na ręce i wyszliśmy ze spalonego domu. Wsadziłem szatynkę do samochodu po czym odjechaliśmy w kierunku mojego domu. Jadąc przez ciemną autostradę zerkałem co jakiś czas na śpiącą dziewczynę. Wyglądała tak pięknie i spokojnie. Zatrzymałem
się na poboczu, musiałem to zrobić. Odpiąłem swoje pasy i delikatnie, żeby nie obudzić dziewczyny pochyliłem się w jej stronę i złożyłem na jej ustach pocałunek. Mógłbym przyrzec, że Bella uśmiechnęła się delikatnie.
- Jesteś taka piękna, nikomu nie pozwolę cię dotknąć. Jesteś moja, będę cię chronił przed wszystkim. - obiecałem śpiącej dziewczynie po czym wróciłem na swoje miejsce i zapinając pasy odpaliłem samochód.
***
Miał być wcześniej, przepraszam.Przepraszam, że jest taki krótki ale mam kłopoty z Internetem. Następnym razem Wam to wynagrodzę. Chciałabym żebyście trochę komentowali, bo widząc że z dnia na dzień jest coraz więcej odwiedzających, a pod ostatnim rozdziałem jest 1 komentarz to trochę przykro się robi.
A jutro do szkoły, dobre chociaż to że tylko na 3 dni hihi
Do zobaczenia! 
alex xo.

czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział 3

Bella's Pov:
- Co się tu stało? Mamo? Tato? Gdzie są wszyscy, gdzie jest moja rodzina? - biegłam i krzyczałam w stronę policjanta stojącego przy bramie do mojego domu.
- Przeprasza, kim pani jest?
- Mieszkam tutaj, a raczej mieszkałam. - wyszeptałam patrząc na ruiny mojego domu
- Pana Isabella Jordan?
Odwróciłam się do tyłu patrząc na Justina, który na szczęście nie usłyszał mojego prawdziwego imienia.
- Tak, to ja. Co się stało? Powiecie mi w końcu? - zwróciłam się do policjanta, który swoim milczeniem denerwował mnie coraz bardziej. Usłyszałam ciche kroki i dłonie, które oplotły moją talię. Jay położył głowę w zagłębieniu mojej szyi, patrząc na mnie pytającym wzrokiem. Wzruszyłam tylko ramionami i poszłam
w stronę odchodzącego sierżanta.
- Radzę pani usiąść. - zaczął nerwowo. Od razu się spięłam i przygotowałam na najgorsze.
- Pożar w państwa domu nie był przypadkiem. Zostało ustalone, że ogień podłożono i spalenie mieszkania było celowe.
- Co? Ale kto podpalił mój dom? Jak to się stało i gdzie moi rodzice?
- Wiemy tyle co pani, gdy weszliśmy do domu na blacie leżała ta koperta. Jest zaadresowana do pani, jeśli nabierzesz sił możesz wejść do domu i zabrać rzeczy, które udało się ocalić przed ogniem. - po tych słowach odszedł i zostawił mnie samą z szatynem. Niepewnie otworzyłam kopertę, w której znajdował się list i plik banknotów. 
Droga Isabello!
 Przepraszamy, że dowiadujesz się o tym w taki sposób. Nie możemy powiedzieć Ci całej prawdy,
ale ścigają nas bardzo niebezpieczni ludzie. Musieliśmy opuścić dom, lecz nie mogliśmy zabrać Cię ze sobą, bo byłaby to pewna śmierć. Nie dzwoń do nas ani nas nie szukaj. Wiemy, że sobie poradzisz i znajdziesz najlepsze dla siebie rozwiązanie. Wrócimy kiedy będzie to możliwe, uważaj na siebie.
Zostawiamy Ci pieniądze, żebyś przez jakiś czas dała radę żyć. Co miesiąc będziemy przelewać na Twoje konto odpowiednią kwotę. Będziemy pisać do Ciebie też listy, żebyś wiedziała że żyjemy. Mamy na Ciebie oko, więc nie rób nic głupiego.
Kochamy Cię, mama i tata.
P.S: Ten pożar to nasza robota, musieliśmy mieć jakaś przykrywkę.
Najważniejsze rzeczy spakowaliśmy i czekają na Ciebie w piwnicy. Bądź dzielna, skarbie.

Czytając ten list, nie powstrzymałam łez, czułam się oszukana przez najważniejsze osoby w moim życiu.
Moi nudni rodzice ścigani przez gangi? To niemożliwe! Moje całe życie było jednym wielkim kłamstwem.
" Bądź dzielna, skarbie" na te słowa wybuchłam głośnym płaczem. Jak oni mogą mi w takiej chwili mówić,
że mam być odważna skoro nie wiem gdzie oni są, nie mam pojęcia co ze sobą zrobię, gdzie mam się udać.
Tegoroczne wakacje już zaczynają się zajebiście.. Czujecie tą ironię?

Justin's Pov:

Widząc załamaną dziewczynę czytającą list, nic nie mówiłem żeby nie pogorszyć sprawy.
Przytuliłem ją mocno na co Candy od razu wpełzła na moje kolana, obejmując mnie jeszcze mocniej. Najzwyczajniej na świecie potrzebowała teraz poczuć się bezpiecznie. Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas, dopóki dziewczyna całkowicie się nie uspokoiła. Gdy zobaczyła, że siedzi na moich kolanach zarumieniła
się i opuściła głowę, schodząc z moich nóg.
- Nie ukrywaj się przede mną, to słodkie jak się rumienisz. - powiedziałem w stronę piętnastolatki ujmując jej twarz moimi dłońmi i uniosłem do góry, tak żeby na mnie patrzyła.
- Dziękuję Jay, za wszystko.
Podała mi list, chcąc abym go przeczytał. Po zrobieniu tego moje oczy powiększyły się w szoku dziesięciokrotnie.
- Isabella? - zapytałem patrząc na dziewczynę, nie rozumiejąc tej sprawy.
- No tak, nie mam na imię Candy. Wymyśliłam to. - powiedziała cicho i spuściła głowę ze wstydu zasłaniając twarz włosami.
- Czemu od razu mi nie powiedziałaś?
- A ty zaufałbyś nieznajomemu chłopakowi, który nagle do ciebie podchodzi i oferuje pomoc w najgorszym dniu twojego życia? - spytała ze smutkiem Bella, a ja milczałem.
- Tak myślałam, ale przepraszam że nie byłam szczera.
- Nic się nie stało. Co masz zamiar zrobić? - zapytałem się dziewczyny
- Nie wiem, może wynajmę pokój w hotelu niedaleko. - myślała na głos Isabella
- Nie ma mowy, idziemy po twoje rzeczy i wprowadzisz się do mnie, a potem razem coś wymyślimy.
- Jay, to bardzo miłe. Tylko, że my się praktycznie nie znamy... Nie wiem czy mogę ci ufać, nic o tobie
nie wiem, boję się. - po tych słowach widziałem tylko jej zaszklone oczka.
- Kochanie, nie płacz. Możesz mi ufać, nie skrzywdzę cię.
- Obiecujesz? - spytała trochę pewniej Bella pociągając nosem.
- Przyrzekam Ci na wszystko. - wypowiadając to zdanie, wiedziałem że muszę wycofać się z układu.
Wiem, że jestem chujem bo wiem o wszystkim.  Mimo to, zrobię wszystko żeby jej pomóc. Los dał mi szansę na poprawę, spotkałem anioła i nie mam zamiaru wypuścić go z mojej klatki. Mam zamiar zatrzymać go w niej na zawsze. 
Bella's Pov:
Bałam się, nie wiedziałam co mam robić. Moi rodzice okłamywali mnie przez całe życie, spalili nasz dom
i w dodatku uciekli! A nagle pojawia się Justin, o którym nie wiem nic, a o dziwo mu ufam.
Po tym jak szatyn zaproponował żebym zamieszkała u niego poszłam do piwnicy, która była w jednym kawałku. Zabrałam kilka kartonów i powoli szłam do góry po schodach, gdy usłyszałam końcówkę rozmowy Justina przez telefon.

Justin's Pov:
- Nic mnie to kurwa nie interesuje! Wycofuję się i rób co ci się żywnie podoba. Słucham? Chyba sobie
ze mnie żartujesz! Kurwa, jeśli ich dotkniesz to możesz pożegnać się ze swoim życiem! Tak, zostaję. Zostaw ich w spokoju to się nie wycofam. Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy. - po tej kłótni rzuciłem telefonem
o podłogę i z bezsilności pociągnąłem się za końcówki moich włosów.
Nie wiem czy się domyślacie, ale rozmawiałem z ojcem Isabelli, ten staruch był moim szefem i teraz myśli
że może wszystko.  Zgodziłem się kilka lat temu na pewien układ. Opowiedział mi o swoich problemach, kłopotach i zaproponował mi jego córkę. Nie, nie. Nie chodzi oto, że miałem z nią być, czy coś w tym stylu. Założyliśmy się oto, że kiedy oni musieli uciekać da mi znać, a ja "wproszę się" w życie jego dziecka, chroniąc je przed gangami. Nie wiedziałem jednak, że nastąpi to tak szybko, bo nie minęły nawet 4 lata.
Miałem kilka warunków, po pierwsze że na pewno będę się o nią troszczył i opiekował, nie będę mógł się
w niej zakochać, dotknąć w żaden nieodpowiedni sposób, nawet patrzeć. Było to 3 lata temu gdzie jego córka była bachorem i miała 13 lat, więc go wyśmiałem i się zgodziłem. Teraz Bella ma 16, za kilka miesięcy 17. Wyrosła z  niej taka laska, że ciężko powstrzymać mi moje hormony, a co dopiero ręce przy sobie.
Chciałem się wycofać z zakładu, bo to nie będzie możliwe żeby się na nią nie gapić. Ojciec Isabelli zagroził mi, że jeśli zrezygnuję i skrzywdzę jego córkę to zajmie się moją rodziną, niestety nie w dobrym znaczeniu tych słów. Mimo, że nie mamy dobrego czy jakiegokolwiek kontaktu są dla mnie ważni. Kurwa, po co ja się pisałem na ten pierdolony układ?
Bella's Pov:
Stałam na schodach i nie wiedziałam co mam zrobić. Udać, że dopiero weszłam i nic nie słyszałam czy
na odwrót? Po cichu podeszłam do chłopaka, który stał do mnie tyłem. Położyłam moje dłonie na jego barkach i jechałam nimi od góry do dołu pleców. Momentalnie poczułam jak jego mięśnie rozluźniają się pod moim dotykiem. Musiałam coś sprawdzić, pochyliłam się i delikatnie pocałowałam szyję Justina,
w odpowiedzi uzyskałam dreszcz, który przeszedł szatyna. Uśmiechnęłam się zadziornie i powtórzyłam czynność.
Tym razem chłopak zamruczał na co zachichotałam cicho.
- Co robisz, skarbie? - zapytał z uśmiechem na ustach.
Od razu przerwałam i zaczęłam się tłumaczyć,
- Przepraszam, wydawałeś się spięty i chciałam cię jakoś rozluźnić. - jak zwykle poczułam rumieńce wkradające się na moją twarz. Jay odwrócił się do mnie przodem, a potem złapał mój podbródek w dwa palce i uniósł do góry tak, żebym patrzyła w jego oczy, które są tak piękne i doskonałe, że mogłabym w nich utonąć.
- Nie tłumacz się, przecież nie zrobiłaś nic źle. Jak widzisz pomogło, ale czy mówiłem że masz przestawać? - zapytał chłopak z widocznym rozbawieniem po czym złapał moje dłoni i położył je na swoim brzuchu.
Pozwoliłam mu prowadzić moje ręce, ale spuściłam głowę na dół czując jak moje policzki czerwienią
się coraz bardziej.
- Nie chowaj się przede mną, to słodkie jak się rumienisz. - powiedział ze swoim, chyba ulubionym, zadziornym uśmieszkiem.
Justin złapał mocniej moje dłoni i poczułam jak wsadził nasze splecione ręce pod jego koszulkę. Doskonale czułam jego wyrzeźbiony tors, który miałam ochotę wycałować. Nie wiem co we mnie wstąpiło, to ten chłopak tak na mnie działa. Zagrajmy w grę, Justin. - pomyślałam z uśmiechem na ustach.
Strzepałam jego dłonie z moich, na co podniósł pytająco brwi.
Zaczęłam delikatnie go dotykać po mięśniach i wjeżdżałam rękoma coraz wyżej zatrzymując się na wysportowanych barkach. Cała jego koszulka podjeżdżała do góry razem z moimi dłońmi, więc chłopak uważając że przeszkadza po prostu ją zdjął. Teraz miałam idealny widok na jego tors i na liczne tatuaże, które swoją drogą strasznie mnie pociągały. Czas na zabawę. Zjechałam dłońmi na dół jego brzucha
i oczywiście przez przypadek zahaczyłam palcami o gumkę jego bokserek.
Zrobiłam tak kilka razy, aż chłopak zamknął oczy z przyjemności. Jedną ręką nadal masowałam jego brzuch, a drugą złapałam delikatnie za jego spodnie i ściągnęłam je w dół. Nauczy się może, żeby nosić je trochę wyżej. Mimowolnie spojrzałam na jego majtki, co zobaczyłam? Bokserki w tęcze! Wybuchłam śmiechem
i nie mogłam się powstrzymać, łzy zaczęły lecieć mi po policzkach, a Justin szybko założył spodnie po czym zaczął do mnie podchodzić. Niestety nadal było widać, że jest zdenerwowany i to bardzo.
Cofałam się krok po kroku, aż nie uderzyłam plecami o ścianę.
- Teraz się nie uwolnisz. - powiedział chłopak niskim, zachrypniętym głosem stając przede mną i kładąc ręce po obu stronach mojej głowy. Nie ukrywam, ale trochę się przestraszyłam. Nagle chłopak podniósł rękę,
od razu się skuliłam czekając na uderzenie.

***
Jest i rozdział 3! Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam i się spodoba :(
Widziałam, że jest prawie 350 wyświetleń! Jeju! Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy! 
Z racji tego, że będę miała wolne 4 dni to podczas tego długiego weekendu pojawi się rozdział 4 :)
Jeśli Wam się chce, nie będę się obrażać za komentarze :D 
Miłej nocy!
alex xo.

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 2

Bella's Pov:
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie wiedziałam gdzie się podziała Alison, więc postanowiłam wysłać jej wiadomość, że źle się poczułam i pojechałam do domu. Oczywiście nie miałam zamiaru wracać do domu, przynajmniej nie w takim stanie jakim byłam, bo zaraz rodzice zadawaliby multum pytań.
Wstałam z ziemi i wyszłam z klubu tracąc ochotę na jakiekolwiek świętowanie. Wychodząc z klubu natknęłam się na Mike'a. Stał w kącie i obściskiwał się z jakąś dziwką, która da mu dupy, a rano nie będą pamiętać swoich imion. Momentalnie zrobiło mi się słabo, ale najbardziej zabolało mnie serce i to jak potraktował mnie chłopak, którego niby kochałam. Po drodze zauważyłam sklep monopolowy, więc nie myśląc od razu do niego wstąpiłam.
- Dobry wieczór. - usłyszałam powitanie od sprzedawcy
- Dla kogo dobry, ten dobry. - mruknęłam cicho, ale jednak pan za ladą usłyszał mnie
- Co się stało, kochaniutka? Widzę, że chyba chciałabyś zapomnieć o tym dniu.
- Czyta mi pan w myślach. Poproszę wódkę i jakikolwiek sok.
- Słuchaj, wiem że nie jesteś pełnoletnia, ale widząc twój stan serce mi się kraje i nie będę odmawiał ci czegoś, co może poprawić humor. - powiedział i uśmiechnął się do mnie serdecznie sprzedawca
Włożył alkohol i popitę w siatkę, do której dorzucił jeszcze papierosy i zapalniczkę.
Popatrzyłam na niego i tylko uśmiechnęłam się w zamian za jego gest. Gdy chciałam zapłacić, powstrzymał mnie i podał mi reklamówkę mówiąc, że dostaję to na koszt firmy. Podziękowałam mu za wszystko i wyszłam ze sklepu. Popijając wódkę i paląc już drugiego papierosa, doszłam do boiska od koszykówki.
Usiadłam na murku przed siatką, gdy zauważyłam grupkę chłopaków grających na placu. Było ich pięciu, a jeden lepszy od drugiego. Zmierzyłam wzrokiem każdego z grających, ale na jednym zatrzymałam swój wzrok na dłużej. Miał idealnie podniesioną grzywkę do góry, hipnotyzujące karmelowe oczy i grał bez koszulki! I D E A Ł. Patrzyłam na jego pracujące mięśnie, wyrzeźbiony tors oraz na pełno tatuaży, które miał dosłownie wszędzie. Chyba zaczynają mnie kręcić wydziarani chłopacy.
W pewnym momencie podniósł nas mnie swój wzrok, przez chwilę patrzyliśmy na siebie, a zaraz po nim jego ciekawi koledzy też unieśli głowy, ale mimo to że wpatrywała się we mnie grupa seks bomby, moje spojrzenie było utkwione w brunecie, który powoli oblizał swoje wargi wywołując tym ruchem dreszcz na moich plecach.

Justin's POV:
- Podaj mi tą piłkę, Chris! - krzyczałem do chłopaka z drużyny, który akurat szukał kogoś wzrokiem pod koszem.
Tak! Kolejny trafiony rzut, jestem w doskonałej formie!
Graliśmy już od godziny i bardzo dobrze się przy tym bawiliśmy. Oczywiście moja drużyna wygrywała.
Usłyszałem ciche stukanie obcasów, którym niekoniecznie się przejąłem bo jest początek wakacji, więc pełno lasek wraca teraz z imprez, albo dopiero na nie idzie. Nadal naliczałem punkty mojej drużynie, dopóki do moich uszu nie doleciał cichutki głosik popłakiwania. Zainteresowałem się i podniosłem głowę szukając źródła dźwięku. Ujrzałem drobną postać siedzącą na murku, po słabym płaczu było to oczywiste, że to dziewczyna. Zapaliły się latarnie i mogłem dokładnie przyjrzeć się lasce. Na nogach miała wysokie, czarne szpilki, brązowe, lekko kręcone włosy opadały na jej plecy, a na sobie miała krótką, fioletową sukienkę. Kurwa, prześliczna dziewczyna ubrana w mój ulubiony kolor. Prześliczna? Co ty mówisz Bieber? No, ale cóż... Laska była zajebiście ładna. Zauważyłem w jej ręce alkohol,a w drugiej niedopalonego peta.
Zobaczyłem, że obczaja chłopaków, a na jej twarzy formuje się coraz większy uśmiech. Jednak, gdy zatrzymuje swój wzrok na mnie rumieni się, ale nadal na mnie patrzy. Po chwili widzi, że też się na nią patrzę, ale tym razem ja odwracam się do kumpli i sam podchodzę do dziewczyny.

Bella's POV:
O kurwa, idzie do mnie. Po co ja się na nich gapiłam? W sumie to nie żałuję, ciałka mają zajebiste.
Momentalnie spięłam mięśnie i już opracowywałam plan ucieczki, kiedy usłyszałam głos bruneta, który był niebezpiecznie blisko.
- Hej, nie bój się mnie. - powiedział od razu kiedy zobaczył jak zdenerwowana byłam
Po chwili znalazł się tuż przede mną i mogłam dokładnie zauważyć wszystkie jego tatuaże, wyrzeźbiony tors. Muszę przyznać, że był kurewsko przystojny i seksowny. Wyciągnął rękę po alkohol, a ja bez namysłu mu go podałam. Myślałam, że będzie chciał się napić, a on odwrócił się i wyrzucił go do śmietnika.
- Co do kurwy? - krzyknęłam w stronę chłopaka
Ten tylko odwrócił się do mnie i znowu wyciągnął dłoń.
- Justin Bieber. - powiedział i uśmiechnął się przyjaźnie
Nie znam go, powiedzieć mu prawdziwe imię? A jak coś mi zrobi? - myślałam przez chwilę
- Candy Jordan. - wymyśliłam na szybko imię i uśmiechnęłam się fałszywie
- Co tu robisz sama o tej porze, cukiereczku?
- Czekam aż mnie ktoś kurwa zgwałci. - powiedziałam sarkastycznie. Sama nie wiem czemu tak zareagowałam, ale jak zobaczyłam zmartwioną twarz chłopaka od razu zrobiło mi się głupio.
- Przepraszam, po prostu dzisiejszy dzień to najgorszy dzień w moim życiu i chciałabym jak najszybciej go zapomnieć. - westchnęłam, a na samo wspomnienie czułam jak łzy zaczęły wypływać spod moich powiek.
- Cholera, nie. Proszę cię, nie płacz. - powiedział od razu Justin zauważając moje łzy
- Nie płacz, bo ja zacznę płakać.
Podniosłam swój wzrok na chłopaka, który już miał zaczerwienione oczy. Zaciągnęłam się papierosem, którego na szczęście mi nie wyrzucił i wypuściłam dym robiąc idealne kółko.
- Czemu płaczesz? - zapytałam chłopaka, który intensywnie się we mnie wpatrywał
- I czemu się tak na mnie patrzysz?
- Bo nienawidzę jak piękna dziewczyna płacze, a po drugie strasznie mnie kręci to jak laski palą. - wychrypiał
Zaraz, zaraz. Czy on powiedział, że jestem piękna? Mam zawał, to pewne.
Mimowolnie zachichotałam i uśmiechnęłam się do Justina.
- Wszystko już dobrze? Masz jak wrócić do domu? - zapytał z troską w głosie, a ja tylko wzruszyłam ramionami i kolejny raz zaciągnęłam się papierosem.
Nagle zawiał wiatr na co zareagowałam dreszczem z zimna. Justin zauważył ja drżę i pobiegł na boisko, mówiąc przy okazji chłopakom żeby grali dalej.
Wstałam z murku i chciałam wrócić do domu, żeby nie przeszkadzać, ale to nie było mi dane.
Usłyszałam kroki szatyna za sobą, ale nie odwróciłam się tylko poczułam jak tracę grunt pod nogami.
Justin zarzucił mnie przez swoje ramie i zawrócił w stronę boiska.
- Puść mnie! Postaw mnie na ziemi w tej chwili! - krzyczałam i biłam chłopaka pięściami po gołych plecach.
- Proszę, odstaw mnie. - powiedziałam już ciszej na co chłopak od razu postawił mnie na ziemi.

Justin's POV:
Pobiegłem po bluz dla zmarzniętej Candy, ale gdy zobaczyłem jak odchodzi w drugą stronę nie mogłem na to pozwolić. Pobiegłem za nią i chwytając ją za talię, przerzuciłem dziewczynę przez ramię i zawróciłem.
Krzyczała na mnie i biła mnie swoimi małymi rączkami co tylko mnie rozbawiło, bo chcąc nie chcąc nie czułem nic. Dopiero, gdy usłyszałem jej drżący głos postawiłem ją na ziemi i chciałem zarzucić jej moją bluzę na ramiona. Podniosłem ręce, na co dziewczyna od razu skuliła się, zamknęła oczy i cicho pisnęła.
- Candy? Co się stało? Przepraszam, ja nie... - przerwałem, gdy zobaczyłem zaczerwieniony policzek Candy. Zrozumiałem już dlaczego tak zareagowała na mój ruch.
- Kurwa, co się stało? Kto ci to zrobił?
- Uderzyłam się. - skłamała dziewczyna.
- To dlaczego tak zareagowałaś na moje ręce? - zapytałem spokojnie, podnosząc jedną brew do góry.
- Nic ci kurwa nie muszę mówić! Nawet się nie znamy! - podniosła głos Isabella i odwróciła się na pięcie idąc w przeciwną stronę.
O nie, tym razem mi tak łatwo nie ucieknie. Nie dam tak za wygraną, nie znowu...

Bella's POV:
Kurwa mać, co za kretyn. Kim on jest, żeby się tak o wszystko wypytywać?
Lekko odwróciłam się do tyłu, jebać moje szczęście, gonił mnie ZNOWU.
Przyśpieszyłam kroku chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu, ale nigdy nic nie idzie po mojej myśli.
Usłyszałam wołanie chłopaka, na co zwolniłam.

Justin's POV:
Widziałem jej kręcone, brązowe włosy które opadały jej na plecy, gdy uciekała przede mną.
STOP, ona przede mną uciekała, bała się mnie. Tak nie powinno być!
- Candy, proszę zatrzymaj się. Nie bój się mnie. - zacząłem niepewnie mówić
Zatrzymała się! Kocham moje szczęście!
Podbiegłem szybko do dziewczyny i zatrzymałem się kilka kroków przed nią.
- Przepraszam cię, nie chciałem być wścibski. Po prostu czasem nie umiem się ugryźć w język. Nie wiem, kiedy się zamknąć.
- Nic się nie stało Justin, jest dobrze. - powiedziała cicho i uśmiechnęła się delikatnie
- Załóż moją bluzę, bo mi tu zamarzniesz. Przepraszam jeszcze raz, że tak na ciebie naciskałem. Nie powinienem tak robić. Wybaczysz mi? - spytałem dziewczyny patrząc na nią z minką zbitego psa
Candy widząc moją twarz wybuchnęła głośnym śmiechem, na co po chwili również zacząłem się śmiać.
- Już mówiłam, jest okej Justin, nie gniewam się. Muszę iść do domu, wyjeżdżam jutro z rodzicami i jakimiś ich durnymi znajomymi co mają syna kretyna. - zachichotała
- A mogę cię chociaż odprowadzić do domu?
Zgodziła się kiwnięciem głowy i poszliśmy.
- Can? - zacząłem ten sam temat
Popatrzyła na mnie zaciekawiona co mam jej do powiedzenia.
- Powiesz mi co się stało? Dlaczego tak zareagowałaś?
Wciągnęła cicho powietrze, ale przytaknęła głową.
- Zerwałam dzisiaj z chłopakiem i po prostu... - zaczęła mówić dziewczyna
- Uderzył cię, bo z nim zerwałaś?
Milczała, zacisnąłem ręce w pięści. Milczenie oznacza prawdę.
- Candy? Zrobił ci coś?
Nadal siedziała cicho, co coraz bardziej mnie denerwowało.
- Zaczął mnie wyzywać od dziwek, szmat i najgorszych z możliwych, a potem mnie uderzył. - ostatnią część zdania niemal wyszeptała, a zaraz po tym łzy znowu wypłynęły z jej oczu.
- Nie płacz, kochanie. Nie warto płakać przez chłopaków. On nie jest wart ciebie ani twoich łez. Myszko, cholera, nie płacz proszę. - błagałem dziewczynę.
Nie wiedziałem co mam robić, Candy coraz bardziej zaczynała płakać, a ja nie mogłem tak bezczynnie stać.
Przytuliłem ją i zamknąłem w uścisku, dziewczyna przytuliła się do mnie i po chwili uspokoiła się całkowicie.
- Widzisz, twoje łzy nie są warte jego żałosnej dupy, jeśli miał odwagę podnieść rękę na dziewczynę i ją zwyzywać to pokazuje jakim kretynem był. Gdyby taka dziewczyna jak ty, byłaby moja nigdy nie pozwoliłbym jej odejść, a co dopiero uderzyć.
- Dziękuję, Jay. - uśmiechnęła się lekko, a ten widok był najlepszy na całym świecie.
- Jak mnie nazwałaś, skarbie?
- Przepraszam, mój kolega miał na imię Justin i mówiliśmy do niego Jay. Tak jakoś mi się wymsknęło, przepraszam. - zaczęła tłumaczyć się dziewczyna
- Kochanie, Can, Candy! - nie mogłem jej przekrzyczeć, dostała jakiegoś słowotoku.
- Nic się nie stało, malutka. Moja mama tak na mnie mówiła i jesteś jedyną osobą, która tak mnie nazwała oprócz niej.
Nic już nie powiedziała, uśmiechnęła się delikatnie i dalej poszliśmy w kierunku jej domu.

Bella's POV:
- Mieszkam za tym, o kurwa..
Dziewczyna wyrwała się z mojego uścisku i pobiegła w stronę swojego domu, który otaczały karetki, policja i straż pożarna...
***
Drugi rozdział, a już tak zepsułam sprawę :) Nawet nie zdajecie sobie sprawy jaki uśmiech na mojej twarzy wywołały dwa komentarze, które już zagościły pod pierwszym rozdziałem! Dziękuję!
Nowa osoba w bohaterach :) Do zobaczenia!
alex xo.
+ DZIĘKUJĘ ZA 210 WYŚWIETLEŃ <3