niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 6

PROSZĘ, PRZECZYTAJCIE NOTKĘ.

Justin's POV:

Nie odblokowałem telefonu, nie miałem na tyle odwagi. Położyłem dziewczynę na przednim siedzeniu, zamknąłem drzwi od samochodu i na spokojnie musiałem wszystko przemyśleć. Dlaczego jej ojciec do mnie napisał? Czy on coś wie? Od razu spanikowałem, ale nie dostanę odpowiedzi na dręczące mnie pytania,
 jeśli będę tchórzył i nie odczytam wiadomości. Nie mogę być słaby, muszę pokazać wszystkim jaki jestem.
Trzymałem telefon w ręce i wpatrywałem się w niego przez jakiś czas, aż w końcu odblokowałem ekran, wpisałem kod. Momentalnie ukazała mi się wiadomość od Johna, czyli ojca Belli.
"  Mam nadzieję, że nie dobierasz się do mojej córki. Pamiętaj, że ja widzę wszystko. Tak, dosłownie wszystko. Zabierz ją w bezpieczne miejsce i nie pozwól, aby stała się jej krzywda. Zapewnij jej udane wakacje. John "
Ja pierdole, skąd on wie że Isabella jest ze mną skoro nic mu nie mówiłem ani ona z nim nie rozmawiała?
"Zapewnij jej udane wakacje", czy on sobie ze mnie kpi? Jak mam zafundować jej cokolwiek, gdy mam
na głowie swoje interesy i opiekę nad tą małolatą? Zablokowałem telefon i schowałem go do kieszeni spodni. Siedziałem jeszcze chwilę na masce samochodu, nie miałem pojęcia co robić. Z bezradności schowałem twarz w rękach i oparłem ją o kolana wzdychając przy tym głośno. Nagle poczułem jak ktoś przykłada swoje zimne rączki do moich rozgrzanych barków. Bella znowu wykorzystała swój dotyk, żeby mnie uspokoić, wiedziała że to działa na mnie najbardziej. Następnie pochyliła się składając pocałunek
na moim karku, od razu poczułem jak przechodzą mnie dreszcze z przyjemności. Lekko odwróciłem głowę, żeby zobaczyć piękną dziewczynę. Szatynka zauważyła, że patrzyłem w jej stronę przez co uśmiechnęła
się słodko. Wyciągnąłem rękę do dziewczyny, od razu ją złapała i podeszła do mnie stając pomiędzy moimi  nogami. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w zupełnej ciszy i studiowaliśmy swoje twarze jakbyśmy widzieli się ostatni raz. Nie wytrzymałem, nie chciałem przestraszyć dziewczyny moim gestem.
- Mogę cię pocałować? - zapytałem cicho.
- Dlaczego pytasz mnie o zgodę? - zapytała Bella unosząc brwi do góry.
Nie odpowiedziałem jej, pochyliłem się do  przodu wpijając się w wargi dziewczyny. 
 Bella's POV:
Obudziłam się i znowu spanikowałam, ale zauważając Justina opierającego się o maskę samochodu uspokoiłam się. Widziałam, że chłopak robi coś na swoim telefonie i spina mięśnie. Znowu się zdenerwował. Wyszłam cicho z auta i położyłam swoje dłonie na jego barkach przez co od razu poczułam jak chłopak
się rozluźnia. Justin wystawił do mnie rękę, więc momentalnie ją chwyciłam i przeszłam, stając przed nim. Myślałam, że chłopak będzie chciał ze mną porozmawiać o tym co zaczął na zboczu klifu. Ten jednak siedział cicho, ale patrzył się na mnie jakbyśmy widzieli się ostatni raz, kto wie? Justin otworzył usta i jego pytanie zbiło mnie z nóg.
- Mogę cię pocałować? - zapytał niepewnie Jay. Nie wiedziałam czemu się zapytał, ostatnio nie miał skrupułów aby to zrobić.
- Dlaczego pytasz mnie o zgodę? - odpowiedziałam mu i uniosłam brwi do góry oczekując odpowiedzi
od chłopaka. Jednak nie doczekałam się jej, ale w zamian szatyn pochylił się do przodu łapiąc mnie za plecy i przyciągając mocniej do siebie, złożył na moich ustach pocałunek. Na początku nie odwzajemniłam jego gestu, ale po chwili zaczęliśmy współpracować. Chłopak chyba nie chciał mnie wystraszyć, więc pocałunek był delikatny, taki o jakim każda dziewczyna marzy. Zrobiłam pierwszy krok, chciałam tego tak samo
 jak on. Przejechałam językiem po wardze chłopaka prosząc o wejście, bardzo go to zdziwiło, ale czułam
jak uśmiecha się lekko. Droczył się ze mną, nie dał mi dostępu jednak czułam, że długo tak nie wytrzyma i miałam rację! Chwilę po moim ruchu, szatyn teraz mnie prosił o wejście liżąc i gryząc moją dolną wargę. Jakie to było cudowne uczucie! Mogłam poczuć wybrzuszenie w spodniach chłopaka, mimo to nie przerwałam naszego namiętnego pocałunku. Jay zjechał swoimi dłońmi na moje pośladki, ścisnął je lekko przez co otrzymał ode mnie jęk przyjemności i wykorzystując to wślizgnął swój język do środka. Poczułam jak szatyn łapie mnie za uda i odwraca tak, że siedziałam na masce jego samochodu. Jego dłonie błądziły
po moich plecach, byłam zadowolona z tego faktu, że nie posuwa się dalej bez mojej zgody. Położył ręce
po obu moich stronach, byłam zamknięta w jego klatce, w której o dziwo czułam się bezpiecznie. Po chwili oderwaliśmy się od siebie ciężko oddychając. Jednak nie zmieniliśmy pozycji, patrzyliśmy sobie w oczy
i byłam pewna, że jego oczy są najpiękniejsze na całym świecie. Podniosłam ręce i położyłam dłonie
na policzkach Justina. Uniosłam lekko głowę  , a następnie pocałowałam chłopaka w czoło. 
- Dziękuję, Justin. - powiedziałam cicho.
- Za co mi dziękujesz, słonko? - zaśmiał się chłopak. Kocham jego śmiech, uśmiech, o mój Boże!
- Gdyby nie ty to pewnie teraz spałabym gdzieś pod mostem, nie wspominając już o tym co zrobił Mike i gdyby nie ty to nie wiadomo co by teraz ze mną było. To, że się spotkaliśmy przy tym boisku to musiał być cud. To niemożliwe, że Bóg tak mnie nagrodził i zesłał mi ciebie na moją drogę. Za to, że jesteś przy mnie chociaż nie musisz tego robić. Nie wiem, za wszystko! Tyle dla mnie robisz, a co masz w zamian? Marudną, beznadziejną małolatę, którą trzeba się opiekować. - westchnęłam głośno i oparłam głowę na klatce piersiowej Justina.
- O nie, kochanie. Zdaje mi się, że już rozmawialiśmy o tym, że masz tak o sobie nie mówić. Nie jestem zesłany przez Boga, możesz być pewna. Po prostu znalazłem się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. Nie dałbym ci spać pod mostem, nawet tam bym cię znalazł, słonko
. - powiedział Jay i podniósł moją głowę, żebym na niego spojrzała. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, trafiłam na chłopaka idealnego. Nagle przypominało mi się coś.
- Justin? Co chciałeś mi powiedzieć?
Momentalnie zobaczyłam jak spiął mieście. 
- Hej, spokojnie. Cokolwiek by to nie było razem damy radę. - obiecałam mu i chwyciłam go za ręce, splatając nasze palce razem. 
Justin's POV:
Kurwa, nie mogłem jej o tym powiedzieć. Jeszcze nie teraz, nadal musiałem kłamać. 
- Chodzi oto, że będziesz u mnie mieszkać...- widziałem zdenerwowanie na jej twarzy, spodziewała się najgorszego. Oczekiwała tylko jednego zdania, że nie będzie mogła u mnie mieszkać, jednak chodziło o coś zupełnie innego. Nie mogłem powiedzieć jej prawdy, jeszcze nie.
- Więc, muszę wiedzieć, co lubisz na śniadanie? Skąd będę miał widzieć co ci przygotować, jeśli mi nie powiesz? - teraz
zdenerwowanie zastąpiło zaskoczenie, ale zaraz dziewczyna wybuchnęła śmiechem prawie spadając z maski samochodu. Oczywiście nie pozwoliłem jej na to trzymając Bellę jedną ręką za talię.
- Już się bałam, że wyrzucisz moje kartony z samochodu i odjedziesz. Nie powiem ci co lubię, bo nie będziesz mi gotował. To ja będę tobie przyrządzać jedzenie, chociaż tak mogę ci się odwdzięczyć za wszystko co dla mnie robisz. - uśmiechnęła się i pocałowała mnie czule w usta co szczerze mówiąc, zaskoczyło mnie bardzo, ale oddałem pocałunek. 
- Będziesz w moim domu, więc to ja ustalam zasady, maleńka. - powiedziałem i uśmiechnąłem się cwanie.
- Jaki ty jesteś uparty, mam dość. Wygrałeś, ale i tak nie powiem ci co lubię. - droczyła się ze mną dziewczyna i słodko zmarszczyła nosek.
- I kto tu jest uparty, słonko? Wracamy już? Robi się chłodno, a nie chcę żebyś zmarzła. 
- Nie jest mi zimno, ale możemy wracać. Jestem zmęczona. - powiedziała Bella i w tym samym momencie ziewnęła, na co  zareagowałem śmiechem. Złapałem szatynkę za rękę, otworzyłem drzwi żeby mogła wejść do auta, a następnie sam przeszedłem na drugą stronę i odpaliłem silnik. Spojrzałem na dziewczynę, która siedziała oparta o szybę z zamkniętymi oczami. Dopiero teraz zauważyłem jaka jest piękna, ale też smutna oraz zmęczona wszystkimi problemami. 
- Obczajasz mnie, Bieber? - powiedziała Bella uchylając jedno oko i uśmiechając się szeroko.
- Żebyś wiedziała, Jordan.  - odpowiedziałem puszczając jej oczko. Zauważyłem jak znowu chowa zarumienioną twarz we włosach. Zachichotałem cicho i ruszyłem z pobocza. Jechaliśmy przez kolejną godzinę, a w między czasie szatynka zasnęła. Nareszcie podjechaliśmy pod bramę mojego domu, nie była to może willa, ale na brak miejsca nie narzekałem. Otworzyłem bramę i wjechałem na podwórko. Zaparkowałem samochód i wysiadłem, nie miałem zamiaru budzić Isabelli, wyglądała tak słodko gdy spała.
Wziąłem dziewczynę na ręce i weszliśmy do domu. Po zamknięciu drzwi, zobaczyłem mojego kumpla siedzącego na kanapie.
- Chris? Co ty tu robisz? - zapytałem głośno przez co szatynka poruszyła się niespokojnie. 
- Chciałem pogadać, ale widzę że jesteś trochę zajęty. - podniósł brwi i wskazał na  dziewczynę, która przytuliła się do mojej klatki piersiowej.
- Nie, jest dobrze. Odniosę ją i zaraz wszystko obgadamy. - powiedziałem już ciszej do chłopaka, po czym poszedłem w stronę schodów. Z racji tego, że najwygodniejsze łóżko znajdowało się w moim pokoju właśnie tam zaniosłem Bellę. Położyłem ją, a następnie przykryłem kołdrą. Jeszcze przez jakiś czas patrzyłem na szesnastolatkę, jest taka piękna. Wstałem z podłogi i pocałowałem moją księżniczkę w czoło po czym po cichu wyszedłem z pokoju kierując się do salonu, gdzie czekał na mnie Chris. Musiałem mu wytłumaczyć wszystko co dotyczyło Belli. O dziwo, zrozumiał i nie zadawał więcej pytań. Omówiliśmy nasze wspólne interesy, wszystko krótko i na temat, poszło nam sprawnie, więc chłopak poszedł załatwiać swoje sprawy. Nie wiedziałem co mam robić. Bella spała, a ja nie miałem zamiaru jej budzić przez moją nudę.
Bella's POV:
- I co szmato? Myślisz, że się ode mnie uwolniłaś? Jeśli tak ci się wydaje to bardzo mi przykro,
 ale muszę cię rozczarować. Jeszcze będziesz moja, dziwko. Zobaczysz! - twarz zdenerwowanego Mike'a zbliżała się coraz bardziej z każdym nowym wyzwiskiem. 
Nagle obudziłam się, czując jak łzy spływają mi po policzkach. Usiadłam na łóżku podpierając głowę
na rękach i biorąc głębokie oddechy dałam radę choć trochę uspokoić się. Cała się trzęsłam, to wszystko było takie realne. Justin obiecywał mi, że będę bezpieczna, ale nie będzie go przy mnie cały czas. Jeśli Mike by nas znalazł to byłby mój koniec, mogłabym się tylko pożegnać ze światem, bo teraz nie odpuściłby
tak łatwo. Cała roztrzęsiona wyszłam z łóżka kierując się do wyjścia, wiedziałam że po tym śnie już nie zasnę. Gdy wyszłam z pokoju słyszałam tylko moje głośne bicie serca, gdzie jest Justin? Znowu zaczęłam panikować, a łzy niekontrolowanie wypłynęły mi z oczu.
Szlochając głośno szłam przed siebie szukając choćby jednej, żywej duszy. 
- Boże, kochanie. Co się stało? - usłyszałam ten głos, który sprawiał że czułam się potrzebna oraz bezpieczna. Odwróciłam się do źródła dźwięku i zauważając chłopaka, który stał w kuchni z przerażoną miną, puściłam się biegiem w jego kierunku. Szatyn momentalnie rozłożył ramiona, a gdy w nie wpadłam mocno mnie nimi owinął. Przez to wszystko zaczęłam znowu płakać.
- Cii, wszystko dobrze. Co się stało, kochanie? Czego się wystraszyłaś? - uspokajał mnie chłopak głaszcząc po plecach i nadal mocno przytulając.
- Miałam zły sen. Śnił mi się Mike. - wyszeptałam, przy czym łamał mi się głos. Gdy wspomniałam o moim byłym chłopaku, poczułam jak Justin zaciska ręce w pięści i spina mięśnie.
- Nie musisz się bać, słonko. On nigdy więcej cię nie dotknie. Będę obok, zawsze. Tylko proszę cię,
nie płacz już. To łamie mi serce. - czy on właśnie powiedział, że moje łzy trafiają w jego serce? O MÓJ BOŻE, to niemożliwe. Delikatnie się uśmiechnęłam na jego słowa. Nadal staliśmy przytuleni w kuchni, byłam
w samej bieliźnie i koszulce chłopaka, najwidoczniej musiał mnie przebrać. 
- Jesteś zmęczona? Idź spać, maleńka.
- Nie, gdy tylko zamknę oczy mam obraz Mike'a przed oczami. - znowu przypomniałam sobie o śnie
i do moich oczu napłynęły nowe łzy.
- O nie, tylko nie płacz błagam. No już, wszystko dobrze. Jeśli chcesz to pójdę z tobą i poczekam
aż zaśniesz, a potem pójdę na kanapę. - powiedział chłopak po czym uśmiechnął się czule.
- Przecież to twój dom. Nie możesz spać na kanapie, to ja jestem tu nieproszonym gościem. Położę się
na dole, a ty idź do siebie, Justin.
- Nie ma mowy, nie będziesz spała na tej twardej sofie. Zmykaj do góry, zaraz do ciebie przyjdę, jesteś głodna? - pokręciłam przecząco głową i skierowałam się do sypialni Jay'a. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i czekałam na chłopaka, który wszedł dosłownie pięć sekund po mnie. Rozejrzał się po pokoju, po czym zauważając mnie uśmiechnął się szeroko.
Podszedł do łóżka i położył się obok mnie.
- Justin? - spytałam nieśmiało. Szatyn podniósł swój wzrok na mnie.
- Zostaniesz ze mną całą noc? Boję się spać sama, szczególnie po dzisiejszym koszmarze.
- Oczywiście, księżniczko. - po czułym zwrocie, czułam jak moje policzki palą się żywcem. Justin wstał, zdjął spodnie oraz koszulkę zostając w samych bokserkach. Mój wzrok od razu przeszedł na jego idealnie wyrzeźbiony tors i tatuaże, które swoją drogą strasznie mnie kręciły. 
- Zawsze śpię w samych bokserkach, chyba że ci to przeszkadza. - podrapał się po karku chłopak, będąc trochę zdenerwowanym. Pokręciłam tylko głową, bo wiedziałam, że gdybym się odezwała to mój głos przypominałby piszczałkę. Justin zaśmiał się cicho z mojego skrępowania i wszedł pod kołdrę. 
- Chodź tu, bo zaraz spadniesz. - powiedział szatyn, śmiejąc się. Po czym złapał mnie za talię i przyciągnął do siebie tak, że leżałam głową na jego klatce piersiowej, a drugą rękę miałam położoną na jego torsie. Czułam jeszcze tylko jak chłopak pocałował mnie w czoło i zasnęłam. Byłam bezpieczna w jego ramionach, byłam potrzebna i kochana. Z wielkiem uśmiechem na ustach odpłynęłam do krainy Morfeusza, nie śnił
mi się Mike. Tym razem był to Justin. A to co działo się w moim śnie jest nie do opisania. Zakochałam się
w chłopaku, którego prawie nie znam? Niemożliwe. Czy jednak prawdopodobne? 
***
1. Przepraszam, że tak długo nic tu nie było. Mam dużo roboty w szkole, ale na szczęście to już ostatni tydzień :)
2. Zostało 25 odwiedzin do pełnego 1000, tyle osób tu wchodzi, a komentarzy jak nie było tak nie ma.
Rozumiem, że to dopiero początek mojego ff, ale chciałabym znać Waszą opinię. PROSZĘ KAŻDEGO, JEŚLI PRZECZYTASZ TEN ROZDZIAŁ DODAJ KOMENTARZ, CHOCIAŻBY KROPKĘ. Chcę wiedzieć ile osób czyta :) 
alex.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 5

Bella's POV:

Obudziłam się przez warkot silnika,zaraz co ja robię w samochodzie? Momentalnie się wyprostowałam, usiadłam w fotelu i spięłam mięśnie. Delikatnie spojrzałam w stronę okna chcąc chociaż minimalnie zorientować się gdzie jestem wywożona.
- Widzę, że księżniczka się obudziła. - usłyszałam męski głos, który znałam i któremu ufałam. Od razu rozluźniłam mięśnie wiedząc, że jestem bezpieczna.
- Hej Jay, co słychać? - zachichotałam.
- Wszystko dobrze, a jak ty się czujesz? - zapytał niepewnie Justin.
- Jest dobrze, bo jesteś tu ze mną i mnie uratowałeś. Dziękuję ci Justin, za wszystko. Gdybyś przyjechał kilka minut później to nie wiem czy dałabym radę jeszcze z nim walczyć i pewnie by mnie... - nie dałam rady dokończyć zdania, czułam tylko gulę w moim gardle i łzy napływające do moich oczu.
- Hej kochanie, nie płacz. Proszę wszystko tylko nie to. - powiedział chłopak zjeżdżając na pobocze.
- Jest już dobrze, ze mną nic ci się nie stanie. Zawsze będę obok ciebie, będziesz bezpieczna ze mną. - obiecał mi szatyn po czym kciukiem otarł moje mokre policzki.
- Wiesz, że jesteś piękna? - czułam jak moja twarz robi się czerwona, wiec wyrwałam się od rąk Justina
i szybko zasłoniłam twarz włosami.
- Mówiłem ci, żebyś się przede mną nie chowała. Jesteś piękna, a to jak się rumienisz gdy cię skomplementuję jest strasznie słodkie.
- To ty jesteś słodki, Justin. - zachichotałam
- O nie, moja droga. Nigdy nie mów, że jesteś słodki. - zagroził mi palcem chłopak, po czym wybuchł śmiechem.
- Co w tym strasznego? Jesteś bardzo uroczy. Myślisz, że nie zauważyłam tego wielkiego bukietu róż z tyłu na siedzeniach? Twoja dziewczyna to wielka szczęściara, mieć takiego seksownego, opiekuńczego chłopaka to cud. Dostać od niego taki piękny bukiet, jak przypuszczam bez okazji? Chłopak idealny, jakich mało.
- Wyjaśnijmy sobie coś. Po pierwsze nie mam dziewczyny, po drugie te kwiaty miałem dać tobie, ale wyszło jak wyszło więc miałem zamiar podarować ci je potem, a po trzecie uważasz, że jestem seksowny? - zapytał chłopak po czym zabawnie poruszył brwiami. Widząc jego ruchy wybuchłam śmiechem, a szatyn zaraz
po mnie.
- Widziałeś siebie w lustrze? Jestem pewna, że tak, więc dobrze wiesz jak na twój widok reagują dziewczyny. Wszystkie za tobą szaleją. - wydukałam przez śmiech.
- Wszystkie? Czyli ty też?
- O nie, mój drogi. Ja mam dość chłopaków i miłości na długi, okropnie długi czas. - powtórzyłam słowa chłopaka, ale po wypowiedzeniu tego zdania ujrzałam w oczach chłopaka smutek. Jednak szybko zmienił wyraz twarzy na obojętny.
- Skoro masz dość chłopaków to czemu właśnie teraz siedzisz ze mną w samochodzie i na dodatek rozmawiasz? - zapytał poważnie Justin.
- A co mam ze sobą zrobić? Jeśli jestem dla ciebie obciążeniem to mi powiedz, a dam sobie radę sama. - powiedziałam i spojrzałam smutno na chłopaka.
- Maleńka, przepraszam. Nie to miałem na myśli, to nie tak miało zabrzmieć. Nawet tak nie mów, że jesteś problemem, będę cię chronił mimo wszystko. 
Miałam dość, wszystko się wali. Rodzice mnie zostawili, mój były chłopak próbował mnie zgwałcić i jeszcze na dodatek Justin sugeruje, że jestem problemem i ma mnie dosyć, przynajmniej ja tak zrozumiałam. Odwróciłam głowę w stronę okna i zauważając, że nadal stoimy na poboczu chwyciłam klamkę. Spojrzałam ostatni raz na chłopaka i wysiadłam z samochodu kierując się na dużą górę i na to co było w oddali.
Księżyc w pełni oświetlał mi drogę, więc po prostu szłam przed siebie, jak najdalej od chłopaka.
Miałam tylko nadzieję, że wystawił moje rzeczy i pojechał dalej, a nie że będzie za mną szedł. Dam sobie radę sama, a skoro sprawiam mu problemy tak będzie lepiej. Usłyszałam szum wody, więc kierowałam
się w tamtym kierunku będąc ciekawa co jest przede mną. Nagle moim oczom ukazał się najpiękniejszy widok jaki widziałam. Na środku wielkiej góry stała mała ławeczka, do której szybko podeszłam, a gdy
na niej usiadłam i popatrzyłam przed siebie nie mogłam wyjść z szoku. Siedziałam na zboczu klifu, a przede mną rozprzestrzeniał się widok delikatnie oświetlonego oceanu. Poczułam, że ławka ugina się pod ciężarem jeszcze jednej osoby. Nie przestraszyłam się ani nie odwróciłam, bo wiedziałam że to Justin. Jego perfumy będę umiała wyczuć nawet w odległości stu kilometrów. Patrzyłam nadal na piękny widok, ale kątem oka widziałam jak Jay intensywnie się we mnie wpatruje i usiłuje coś powiedzieć, jednak nic nie wyszło z jego ust.

Justin's POV:

Czemu ja nigdy nie mogę ugryźć się w język zanim powiem jakieś głupoty? Patrząc na wybiegającą Isabellę z mojego auta momentalnie dałem sobie po ryju i poszedłem śladem dziewczyny.
Doskonale wiedziałem gdzie byliśmy, więc znalezienie jej w lesie nie może być trudne. Zauważyłem znikającą postać dziewczyny za drzewami i puściłem się biegiem za nią. Gdy zauważyłem Isabellę siedzącą na ławce od razu się uspokoiłem i wolno podszedłem do niej. Usiadłem koło szatynki, ale nie poruszyła
się ani nie spojrzała na mnie, kurwa. Zjebałem sprawę i to po całej linii. 
- Prawda, że jest pięknie? - zacząłem cicho rozmowę. 
Bella nadal się nie odzywała, ale lekko skinęła głową. Ucieszyłem się, że nie ignoruje mnie zupełnie.
- Isabella? - znowu zapytałem prawie szeptem. Dziewczyna delikatnie odwróciła głowę w moją stronę tak, że widziałem tylko jej profil.
- Proszę, spójrz na mnie. Nie ignoruj mnie. Nakrzycz na mnie, uderz mnie, cokolwiek tylko nie ignoruj mnie, bo to boli najbardziej. 
- Nie będę nic robić Justin. Dlaczego mam cię uderzyć czy nakrzyczeć? Za to, że uświadomiłeś mi to,
że zawsze byłam problemem którego nikt nie chciał? Za to, że jestem nikomu niepotrzebna? Powinnam
ci podziękować, bo gdyby nie ty nadal żyłabym w tym głupim przekonaniu, że jednak coś dla kogoś znaczę. - powiedziała dziewczyna prychając.
- Przestań, nie mów tak! Jak możesz tak myśleć? To, że ja jestem kretynem i źle dobrałem słowa, które
cię uraziły nie oznacza, że nikt cię nie chce! Do jasnej cholery, Bella! Nigdy więcej nie pozwalam
ci powiedzieć, że jesteś nic nie warta. - zdenerwowałem się i lekko podniosłem głos uświadamiając dziewczynie coś co powinna wiedzieć. 
- Nie Justin, spójrz na to z mojej strony. Gdyby rodzice mnie kochali i ufali mi to chyba powiedzieliby
mi o tym, że ściga ich mafia. Gdyby mój były chłopak mnie szanował nie chciałby mnie zgwałcić. Gdybym znaczyła coś dla ciebie, co jest kompletnym szaleństwem bo jesteś dla mnie obcy, to nie siedzielibyśmy tutaj rozmawiając o tym jaka jestem beznadziejna, więc nie mów...- nie dałem jej dokończyć zdania, wiem
że nie powinienem tego robić, ale to było silniejsze ode mnie. Chciałem, żeby dziewczyna nareszcie
się przymknęła i skończyła działać mi na nerwy. Pochyliłem się i ją pocałowałem. Złapałem Bellę za talię
i przyciągnąłem do siebie, bez żadnych oporów szatynka usiadła mi na kolanach. Jednak przez chwilę
nie odwzajemniała pocałunku będąc zszokowana moim ruchem. To była dosłownie minutka, już miałem
się odsunąć od dziewczyny gdy ta zaczęła współpracować swoimi wargami z moimi. To wszystko było bardzo delikatne i spokojne, jest to chyba pierwszy mój taki pocałunek. Odsunąłem się od niej,
gdy zabrakło mi tchu, ale przeniosłem się na linię szczęki i szyję dziewczyny. Gdy zassałem jej czuły punkt
na szyi otrzymałem od niej cichy jęk przyjemności i uśmiechnąłem się przez składane pocałunki. Delikatnie gryzłem i ssałem jej czuły punkt na szyi, więc doskonale zdawałem sobie z tego sprawę że pojawi się tam malinka. Nagle dziewczyna zeszła z moich kolan i usiadła na ławce, zdezorientowany nie wiedziałem
co się dzieje. Usłyszałem chichy chichot szatynki, który zaraz zmienił się w głośny śmiech. Nadal
nie rozumiejąc powodu do śmiechu wyłapałem spojrzenie Belli. Poszedłem na jej wzrokiem na moje krocze, wszystko jasne. W spodniach było widoczne dość spore wybrzuszenie, no co? Nie moja wina, że Isabella mnie
tak pociąga.
- Widzisz słonko? I co narobiłaś biednemu Justinkowi? - spytałem z dziecięcym głosem.
- To ja powinnam zapytać, co ty dzieciaczku robiłeś przed chwilą na mojej twarzy oraz szyi?
- Takie małe czary mary, maleństwo. - powiedziałem do dziewczyny po czym puściłem jej oczko.
- Nie miałem pomysłu jak cię uciszyć, musisz wiedzieć że mimo że znamy się parę dni jesteś dla mnie ważna
i nie pozwolę cię skrzywdzić, rozumiesz? - szatynka w odpowiedzi tylko pokiwała głową.
- Isabella? Muszę ci coś powiedzieć, możesz mnie po tym znienawidzić ale musisz to wiedzieć. - musiałem jej powiedzieć o zakładzie z jej ojcem, nie chcę zaczynać z nią od kłamstw, muszę być szczery.
- Poczekaj Justin, możesz mi to powiedzieć jak dojedziemy do twojego domu? Jestem strasznie zmęczona. - przerwała mi dziewczyna i wysunęła dolną wargę do zewnątrz, wyglądając przy tym przesłodko.
- Pewnie aniołku, to może poczekać ale nie długo. - wziąłem Bellę na ręce widząc, że ze zmęczenia
nie da rady sama dojść. Idąc w kierunku samochodu usłyszałem przychodzącą wiadomość, trzymając jedną ręką dziewczynę odblokowałem telefon i zauważyłem sms'a od ojca szatynki. Momentalnie cała krew odpłynęła mi z twarzy. Coś czuję, że nie będzie za wesoło.
***
PRZEPRASZAM, JESTEM DO DUPY.
alex xo
Będzie miło jak skomentujecie :)

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 4

Od razu przepraszam, że rozdział nie pojawił się wcześniej, ale miałam kłopoty z Internetem.
_____________________________________________________________________

Nagle chłopak podniósł rękę na co od razu się skuliłam, zamknęłam oczy czekając na uderzenie.

Justin's POV:

- Isabella? - patrzyłem na dziewczynę w kompletnym szoku, nie wiedziałem dlaczego trzęsła się ze strachu.
Jednak po chwili zobaczyłem wszystko z jej perspektywy. Stoi nad tobą wkurwiony facet z podniesioną ręką, ja pierdole.
- Kurwa, jaki ze mnie kretyn. Przepraszam, kochanie. Nie chciałem cię uderzyć, nigdy bym tego nie zrobił. Jesteś bezpieczna, na prawdę. Wybacz mi, proszę. - zacząłem się szybko tłumaczyć widząc przerażenie dziewczyny. Bella nic nie powiedziała, więc chwyciłem ją i przyciągnąłem do siebie. Szatynka objęła mnie ramionami potrzebując ciepła drugiej osoby. Jak mogłem być takim idiotom i zapomnieć jak ona reaguje
na takie ruchy? Od razu chciałem strzelić sobie po mordzie, ale widząc strach w jej pięknych oczach
nie myślałem za dużo i przytuliłem ją do swojej klatki piersiowej. Staliśmy tak przez jakiś czas, szatynka uspokoiła się i po chwili odsunęła.
- Pójdę zanieść Twoje rzeczy do samochodu i może pojadę po coś do jedzenia?
- Pewnie, to dobry pomysł. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem Bella.
- Justin? - zatrzymał mnie jej niepewny głosik.
- Tak, kochanie? - dziewczyna podeszła do mnie i pocałowała mnie lekko w policzek.
- Dziękuję. - wyszeptała i posłała mi najpiękniejszy uśmiech jaki dotąd widziałem. 
Jak ta dziewczyna na mnie działa! Co się ze mną dzieje? 
Wyszedłem z jej domu i wsiadłem do samochodu wyciągając paczkę papierosów. Odpaliłem jednego
i zaciągnąłem się. Nikotyna przeszła do mojego organizmu, co od razu mnie rozluźniło, ale jednak nie tak bardzo jak dotyk Belli. Wypuszczając dym zrobiłem idealne kółko i z zadowoleniem uruchomiłem silnik.
Pojechałem do galerii po jedzenie dla nas, już miałem wracać lecz zobaczyłem w kwiaciarni na rogu wielki bukiet czerwonych róż, który postanowiłem kupić i podarować Isabelli.

Bella's POV:

Jay wyszedł, a ja postanowiłam się przejść po mieszkaniu i wyliczyć wszystkie straty. Chodziłam w kółko
po domu próbując zabić czas w oczekiwaniu na powrót szatyna. Nagle usłyszałam głośne pukanie do drzwi, pewnie Justin z jedzeniem wrócił i nie ma jak wejść. Pobiegłam na dół i z uśmiechem otworzyłam drzwi.
Jednak widząc kto stoi na wycieraczce, zamiast Justina cały dobry humor oraz krew odpłynęła mi z twarzy.
- Co ty tu kurwa robisz? Wypierdalaj z mojego domu! Nie chce cię znać. - krzyczałam i próbowałam wypchnąć niechcianego gościa mieszkania. Domyślacie się kto wpadł w jakże miłe odwiedziny? Ten sam kretyn co mnie zwyzywał i uderzył. Dokładnie, to Mike, najgorszy chłopak na świecie.
- Bella, kotku. Przecież mnie kochałaś. Co się stało? - zapytał z pogardą.
- No właśnie Mike, kochałam cię. To się skończyło, więc wyjdź. - próbowałam brzmieć spokojnie, mimo
że w środku wszystko się gotowało.
- Daj mi jeszcze jedną szansę, proszę. Było nam tak dobrze.
- Za mało wyrządziłeś mi krzywd? Wynoś się damski bokserze! 
- Coś ty powiedziała, szmato? - oho, wkurwił się.
- To co słyszałeś. A teraz nie chcę cię tu widzieć.
Próbowałam wypchać chłopaka na wycieraczkę, jednak na darmo. Mike był silniejszy i popchał mnie
do środka zamykając przy tym drzwi.
- Skoro mnie kochasz, to powinnaś mi to pokazać maleńka. - powiedział rozpinając przy tym guziki
od swojej koszuli i patrząc na mnie wzrokiem, od którego robiło mi się niedobrze. Przestraszyłam się, jednak nie dawałam po sobie tego poznać.
- Już straciłaś swoją pewność siebie? - podchodził coraz bliżej mnie już bez górnej części garderoby.
Nie wierzę, nie zrobi mi tego. Nie jest aż takim chujem, żeby mnie zgwałcić. Chłopak podszedł do mnie
i mocno złapał mnie za talię, jednym ruchem przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej.
- Zostaw mnie! Puść mnie kurwa! - krzyczałam z nadzieję, że Justin zaraz wróci i mi pomoże.
- Nie drzyj mordy mała szmato. Oszczędzaj swoje krzyki na naszą zabawę. Jak on mógł być moim chłopakiem? Co ja w nim widziałam? Nagle poczułam jak brunet siłą zdejmuje moją koszulkę.
- Złaź ze mnie! Zostaw mnie do jasnej cholery!
Poczułam ból na policzku i łzy spływające po moich policzkach.
- Ty pierdolony chuju! Jak mogłeś znowu mnie uderzyć?! 
- Jak widać bez większych problemów. - powiedział Mike i uderzył mnie w drugi policzek. Wybuchłam płaczem i na wierciłam się pod chłopakiem, żeby tylko zyskać na czasie i odwlekać ten moment
jak najbardziej. 
- Przestać się wić dziwko, nie mogę się skupić! 
- Mike, nie chcesz tego zrobić, zostaw mnie w spokoju. - próbowałam przekonać chłopaka, jednak na darmo. Udało mu się rozpiąć moją bluzkę i odrzucić ją w drugi kąt pokoju. Starałam się zakryć rękoma
 i uwolnić od uścisku, ale mimo moich prób nie mogłam nic już zrobić. Chłopak był zbyt silny. Mogłam tylko leżeć, czekać aż mnie zgwałci i najzwyczajniej w świecie zabić się. Przez całą tą sytuację nie usłyszałam ryku silnika, myślałam że to mój koniec. Jednak odnalazłam mojego wybawcę. Księcia na białym koniu.

Justin's POV:
Podjechałem pod dom dziewczyny i zauważyłem obce auto pod bramą, kto mógł do niej przyjechać?
Zabrałem jedzenie i kierowałem się pod drzwi, kiedy usłyszałem krzyki Belli dochodzące ze środka.
Rzuciłem wszystko co miałem w rękach i wbiegłem do domu. Isabella leżała na podłodze bez koszulki, widziałem tylko łzy spływające po jej policzkach i jakiegoś kolesia wiszącego nad nią.
- Spierdalaj z niej! - podbiegłem do chłopaka i łapiąc go za włosy rzuciłem go do góry, żeby uderzył plecami o ścianę. Kątem oka spojrzałem na szatynkę, która uwolniona spod uścisku szybko usiadła pod ścianą, zwinęła się w kulkę i zaczęła płakać. Chciałem od razu do niej podejść, ale nie mogłem odpuścić temu chłoptasiowi za położenie swoich obleśnych łap na Isabelli. Podszedłem do niego i zacząłem bić go pięściami po mordzie. Chłopak tylko wył z bólu, ale nic mnie to nie obchodziło. Niech wie, że nigdy więcej nie dotknie Belli.
- Już wiesz, że masz więcej się do niej nie zbliżać? - krzyknąłem mu w twarz. Uderzyłem go pięścią
w brzuch na co zwinął się w bólu. 
- Pytałem o coś!
- T..tak, rozumiem. - udało mu się wykrztusić dwa słowa zanim dostał jeszcze kilka razy. Chwyciłem
 go za szyję, otworzyłem drzwi i dosłownie wyrzuciłem go na zbity pysk. Odwróciłem się i zobaczyłem przestraszoną, zranioną dziewczynę, która miała głowę schowaną w nogach, więc na szczęście nie widziała całej tej akcji. Szybko podszedłem do szatynki i usiadłem obok niej. Chwyciłem ją mocno za ramiona
i przytuliłem do siebie. Na mój dotyk dziewczyna spięła się i chciała zaczęła wyrywać się z uścisku. Jednak nie pozwoliłem jej na to i jeszcze mocniej ją przytuliłem.
- Spokojnie kochanie, to tylko ja. Nic ci nie zrobię. Popatrz na mnie. - błagałem dziewczynę, która nadal wyrywała się ode mnie. Podniosłem jej zapłakaną twarzyczkę w moją stronę i delikatnie pocałowałem ją
w czoło.
- To tylko ja, to ja Justin. Nie musisz się mnie obawiać. Już po wszystkim.
Isabella zobaczyła, że nic jej nie zrobię i wdrapała mi się na kolana wybuchając głośnym płaczem. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej swojej klatki piersiowej. Gładziłem dłonią jej plecy, przez co zaczęła
się powoli uspokajać. Kiwałem dziewczyną w przód i w tył, nadal masując jej plecki. Przyłożyłem usta
do główki Belli i delikatnie całowałem ją we włosy oraz w czoło. Siedzieliśmy przytuleni do siebie tak długo, aż dziewczyna nie zasnęła na moich kolanach. Wziąłem ją na ręce i wyszliśmy ze spalonego domu. Wsadziłem szatynkę do samochodu po czym odjechaliśmy w kierunku mojego domu. Jadąc przez ciemną autostradę zerkałem co jakiś czas na śpiącą dziewczynę. Wyglądała tak pięknie i spokojnie. Zatrzymałem
się na poboczu, musiałem to zrobić. Odpiąłem swoje pasy i delikatnie, żeby nie obudzić dziewczyny pochyliłem się w jej stronę i złożyłem na jej ustach pocałunek. Mógłbym przyrzec, że Bella uśmiechnęła się delikatnie.
- Jesteś taka piękna, nikomu nie pozwolę cię dotknąć. Jesteś moja, będę cię chronił przed wszystkim. - obiecałem śpiącej dziewczynie po czym wróciłem na swoje miejsce i zapinając pasy odpaliłem samochód.
***
Miał być wcześniej, przepraszam.Przepraszam, że jest taki krótki ale mam kłopoty z Internetem. Następnym razem Wam to wynagrodzę. Chciałabym żebyście trochę komentowali, bo widząc że z dnia na dzień jest coraz więcej odwiedzających, a pod ostatnim rozdziałem jest 1 komentarz to trochę przykro się robi.
A jutro do szkoły, dobre chociaż to że tylko na 3 dni hihi
Do zobaczenia! 
alex xo.

czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział 3

Bella's Pov:
- Co się tu stało? Mamo? Tato? Gdzie są wszyscy, gdzie jest moja rodzina? - biegłam i krzyczałam w stronę policjanta stojącego przy bramie do mojego domu.
- Przeprasza, kim pani jest?
- Mieszkam tutaj, a raczej mieszkałam. - wyszeptałam patrząc na ruiny mojego domu
- Pana Isabella Jordan?
Odwróciłam się do tyłu patrząc na Justina, który na szczęście nie usłyszał mojego prawdziwego imienia.
- Tak, to ja. Co się stało? Powiecie mi w końcu? - zwróciłam się do policjanta, który swoim milczeniem denerwował mnie coraz bardziej. Usłyszałam ciche kroki i dłonie, które oplotły moją talię. Jay położył głowę w zagłębieniu mojej szyi, patrząc na mnie pytającym wzrokiem. Wzruszyłam tylko ramionami i poszłam
w stronę odchodzącego sierżanta.
- Radzę pani usiąść. - zaczął nerwowo. Od razu się spięłam i przygotowałam na najgorsze.
- Pożar w państwa domu nie był przypadkiem. Zostało ustalone, że ogień podłożono i spalenie mieszkania było celowe.
- Co? Ale kto podpalił mój dom? Jak to się stało i gdzie moi rodzice?
- Wiemy tyle co pani, gdy weszliśmy do domu na blacie leżała ta koperta. Jest zaadresowana do pani, jeśli nabierzesz sił możesz wejść do domu i zabrać rzeczy, które udało się ocalić przed ogniem. - po tych słowach odszedł i zostawił mnie samą z szatynem. Niepewnie otworzyłam kopertę, w której znajdował się list i plik banknotów. 
Droga Isabello!
 Przepraszamy, że dowiadujesz się o tym w taki sposób. Nie możemy powiedzieć Ci całej prawdy,
ale ścigają nas bardzo niebezpieczni ludzie. Musieliśmy opuścić dom, lecz nie mogliśmy zabrać Cię ze sobą, bo byłaby to pewna śmierć. Nie dzwoń do nas ani nas nie szukaj. Wiemy, że sobie poradzisz i znajdziesz najlepsze dla siebie rozwiązanie. Wrócimy kiedy będzie to możliwe, uważaj na siebie.
Zostawiamy Ci pieniądze, żebyś przez jakiś czas dała radę żyć. Co miesiąc będziemy przelewać na Twoje konto odpowiednią kwotę. Będziemy pisać do Ciebie też listy, żebyś wiedziała że żyjemy. Mamy na Ciebie oko, więc nie rób nic głupiego.
Kochamy Cię, mama i tata.
P.S: Ten pożar to nasza robota, musieliśmy mieć jakaś przykrywkę.
Najważniejsze rzeczy spakowaliśmy i czekają na Ciebie w piwnicy. Bądź dzielna, skarbie.

Czytając ten list, nie powstrzymałam łez, czułam się oszukana przez najważniejsze osoby w moim życiu.
Moi nudni rodzice ścigani przez gangi? To niemożliwe! Moje całe życie było jednym wielkim kłamstwem.
" Bądź dzielna, skarbie" na te słowa wybuchłam głośnym płaczem. Jak oni mogą mi w takiej chwili mówić,
że mam być odważna skoro nie wiem gdzie oni są, nie mam pojęcia co ze sobą zrobię, gdzie mam się udać.
Tegoroczne wakacje już zaczynają się zajebiście.. Czujecie tą ironię?

Justin's Pov:

Widząc załamaną dziewczynę czytającą list, nic nie mówiłem żeby nie pogorszyć sprawy.
Przytuliłem ją mocno na co Candy od razu wpełzła na moje kolana, obejmując mnie jeszcze mocniej. Najzwyczajniej na świecie potrzebowała teraz poczuć się bezpiecznie. Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas, dopóki dziewczyna całkowicie się nie uspokoiła. Gdy zobaczyła, że siedzi na moich kolanach zarumieniła
się i opuściła głowę, schodząc z moich nóg.
- Nie ukrywaj się przede mną, to słodkie jak się rumienisz. - powiedziałem w stronę piętnastolatki ujmując jej twarz moimi dłońmi i uniosłem do góry, tak żeby na mnie patrzyła.
- Dziękuję Jay, za wszystko.
Podała mi list, chcąc abym go przeczytał. Po zrobieniu tego moje oczy powiększyły się w szoku dziesięciokrotnie.
- Isabella? - zapytałem patrząc na dziewczynę, nie rozumiejąc tej sprawy.
- No tak, nie mam na imię Candy. Wymyśliłam to. - powiedziała cicho i spuściła głowę ze wstydu zasłaniając twarz włosami.
- Czemu od razu mi nie powiedziałaś?
- A ty zaufałbyś nieznajomemu chłopakowi, który nagle do ciebie podchodzi i oferuje pomoc w najgorszym dniu twojego życia? - spytała ze smutkiem Bella, a ja milczałem.
- Tak myślałam, ale przepraszam że nie byłam szczera.
- Nic się nie stało. Co masz zamiar zrobić? - zapytałem się dziewczyny
- Nie wiem, może wynajmę pokój w hotelu niedaleko. - myślała na głos Isabella
- Nie ma mowy, idziemy po twoje rzeczy i wprowadzisz się do mnie, a potem razem coś wymyślimy.
- Jay, to bardzo miłe. Tylko, że my się praktycznie nie znamy... Nie wiem czy mogę ci ufać, nic o tobie
nie wiem, boję się. - po tych słowach widziałem tylko jej zaszklone oczka.
- Kochanie, nie płacz. Możesz mi ufać, nie skrzywdzę cię.
- Obiecujesz? - spytała trochę pewniej Bella pociągając nosem.
- Przyrzekam Ci na wszystko. - wypowiadając to zdanie, wiedziałem że muszę wycofać się z układu.
Wiem, że jestem chujem bo wiem o wszystkim.  Mimo to, zrobię wszystko żeby jej pomóc. Los dał mi szansę na poprawę, spotkałem anioła i nie mam zamiaru wypuścić go z mojej klatki. Mam zamiar zatrzymać go w niej na zawsze. 
Bella's Pov:
Bałam się, nie wiedziałam co mam robić. Moi rodzice okłamywali mnie przez całe życie, spalili nasz dom
i w dodatku uciekli! A nagle pojawia się Justin, o którym nie wiem nic, a o dziwo mu ufam.
Po tym jak szatyn zaproponował żebym zamieszkała u niego poszłam do piwnicy, która była w jednym kawałku. Zabrałam kilka kartonów i powoli szłam do góry po schodach, gdy usłyszałam końcówkę rozmowy Justina przez telefon.

Justin's Pov:
- Nic mnie to kurwa nie interesuje! Wycofuję się i rób co ci się żywnie podoba. Słucham? Chyba sobie
ze mnie żartujesz! Kurwa, jeśli ich dotkniesz to możesz pożegnać się ze swoim życiem! Tak, zostaję. Zostaw ich w spokoju to się nie wycofam. Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy. - po tej kłótni rzuciłem telefonem
o podłogę i z bezsilności pociągnąłem się za końcówki moich włosów.
Nie wiem czy się domyślacie, ale rozmawiałem z ojcem Isabelli, ten staruch był moim szefem i teraz myśli
że może wszystko.  Zgodziłem się kilka lat temu na pewien układ. Opowiedział mi o swoich problemach, kłopotach i zaproponował mi jego córkę. Nie, nie. Nie chodzi oto, że miałem z nią być, czy coś w tym stylu. Założyliśmy się oto, że kiedy oni musieli uciekać da mi znać, a ja "wproszę się" w życie jego dziecka, chroniąc je przed gangami. Nie wiedziałem jednak, że nastąpi to tak szybko, bo nie minęły nawet 4 lata.
Miałem kilka warunków, po pierwsze że na pewno będę się o nią troszczył i opiekował, nie będę mógł się
w niej zakochać, dotknąć w żaden nieodpowiedni sposób, nawet patrzeć. Było to 3 lata temu gdzie jego córka była bachorem i miała 13 lat, więc go wyśmiałem i się zgodziłem. Teraz Bella ma 16, za kilka miesięcy 17. Wyrosła z  niej taka laska, że ciężko powstrzymać mi moje hormony, a co dopiero ręce przy sobie.
Chciałem się wycofać z zakładu, bo to nie będzie możliwe żeby się na nią nie gapić. Ojciec Isabelli zagroził mi, że jeśli zrezygnuję i skrzywdzę jego córkę to zajmie się moją rodziną, niestety nie w dobrym znaczeniu tych słów. Mimo, że nie mamy dobrego czy jakiegokolwiek kontaktu są dla mnie ważni. Kurwa, po co ja się pisałem na ten pierdolony układ?
Bella's Pov:
Stałam na schodach i nie wiedziałam co mam zrobić. Udać, że dopiero weszłam i nic nie słyszałam czy
na odwrót? Po cichu podeszłam do chłopaka, który stał do mnie tyłem. Położyłam moje dłonie na jego barkach i jechałam nimi od góry do dołu pleców. Momentalnie poczułam jak jego mięśnie rozluźniają się pod moim dotykiem. Musiałam coś sprawdzić, pochyliłam się i delikatnie pocałowałam szyję Justina,
w odpowiedzi uzyskałam dreszcz, który przeszedł szatyna. Uśmiechnęłam się zadziornie i powtórzyłam czynność.
Tym razem chłopak zamruczał na co zachichotałam cicho.
- Co robisz, skarbie? - zapytał z uśmiechem na ustach.
Od razu przerwałam i zaczęłam się tłumaczyć,
- Przepraszam, wydawałeś się spięty i chciałam cię jakoś rozluźnić. - jak zwykle poczułam rumieńce wkradające się na moją twarz. Jay odwrócił się do mnie przodem, a potem złapał mój podbródek w dwa palce i uniósł do góry tak, żebym patrzyła w jego oczy, które są tak piękne i doskonałe, że mogłabym w nich utonąć.
- Nie tłumacz się, przecież nie zrobiłaś nic źle. Jak widzisz pomogło, ale czy mówiłem że masz przestawać? - zapytał chłopak z widocznym rozbawieniem po czym złapał moje dłoni i położył je na swoim brzuchu.
Pozwoliłam mu prowadzić moje ręce, ale spuściłam głowę na dół czując jak moje policzki czerwienią
się coraz bardziej.
- Nie chowaj się przede mną, to słodkie jak się rumienisz. - powiedział ze swoim, chyba ulubionym, zadziornym uśmieszkiem.
Justin złapał mocniej moje dłoni i poczułam jak wsadził nasze splecione ręce pod jego koszulkę. Doskonale czułam jego wyrzeźbiony tors, który miałam ochotę wycałować. Nie wiem co we mnie wstąpiło, to ten chłopak tak na mnie działa. Zagrajmy w grę, Justin. - pomyślałam z uśmiechem na ustach.
Strzepałam jego dłonie z moich, na co podniósł pytająco brwi.
Zaczęłam delikatnie go dotykać po mięśniach i wjeżdżałam rękoma coraz wyżej zatrzymując się na wysportowanych barkach. Cała jego koszulka podjeżdżała do góry razem z moimi dłońmi, więc chłopak uważając że przeszkadza po prostu ją zdjął. Teraz miałam idealny widok na jego tors i na liczne tatuaże, które swoją drogą strasznie mnie pociągały. Czas na zabawę. Zjechałam dłońmi na dół jego brzucha
i oczywiście przez przypadek zahaczyłam palcami o gumkę jego bokserek.
Zrobiłam tak kilka razy, aż chłopak zamknął oczy z przyjemności. Jedną ręką nadal masowałam jego brzuch, a drugą złapałam delikatnie za jego spodnie i ściągnęłam je w dół. Nauczy się może, żeby nosić je trochę wyżej. Mimowolnie spojrzałam na jego majtki, co zobaczyłam? Bokserki w tęcze! Wybuchłam śmiechem
i nie mogłam się powstrzymać, łzy zaczęły lecieć mi po policzkach, a Justin szybko założył spodnie po czym zaczął do mnie podchodzić. Niestety nadal było widać, że jest zdenerwowany i to bardzo.
Cofałam się krok po kroku, aż nie uderzyłam plecami o ścianę.
- Teraz się nie uwolnisz. - powiedział chłopak niskim, zachrypniętym głosem stając przede mną i kładąc ręce po obu stronach mojej głowy. Nie ukrywam, ale trochę się przestraszyłam. Nagle chłopak podniósł rękę,
od razu się skuliłam czekając na uderzenie.

***
Jest i rozdział 3! Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam i się spodoba :(
Widziałam, że jest prawie 350 wyświetleń! Jeju! Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy! 
Z racji tego, że będę miała wolne 4 dni to podczas tego długiego weekendu pojawi się rozdział 4 :)
Jeśli Wam się chce, nie będę się obrażać za komentarze :D 
Miłej nocy!
alex xo.

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 2

Bella's Pov:
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie wiedziałam gdzie się podziała Alison, więc postanowiłam wysłać jej wiadomość, że źle się poczułam i pojechałam do domu. Oczywiście nie miałam zamiaru wracać do domu, przynajmniej nie w takim stanie jakim byłam, bo zaraz rodzice zadawaliby multum pytań.
Wstałam z ziemi i wyszłam z klubu tracąc ochotę na jakiekolwiek świętowanie. Wychodząc z klubu natknęłam się na Mike'a. Stał w kącie i obściskiwał się z jakąś dziwką, która da mu dupy, a rano nie będą pamiętać swoich imion. Momentalnie zrobiło mi się słabo, ale najbardziej zabolało mnie serce i to jak potraktował mnie chłopak, którego niby kochałam. Po drodze zauważyłam sklep monopolowy, więc nie myśląc od razu do niego wstąpiłam.
- Dobry wieczór. - usłyszałam powitanie od sprzedawcy
- Dla kogo dobry, ten dobry. - mruknęłam cicho, ale jednak pan za ladą usłyszał mnie
- Co się stało, kochaniutka? Widzę, że chyba chciałabyś zapomnieć o tym dniu.
- Czyta mi pan w myślach. Poproszę wódkę i jakikolwiek sok.
- Słuchaj, wiem że nie jesteś pełnoletnia, ale widząc twój stan serce mi się kraje i nie będę odmawiał ci czegoś, co może poprawić humor. - powiedział i uśmiechnął się do mnie serdecznie sprzedawca
Włożył alkohol i popitę w siatkę, do której dorzucił jeszcze papierosy i zapalniczkę.
Popatrzyłam na niego i tylko uśmiechnęłam się w zamian za jego gest. Gdy chciałam zapłacić, powstrzymał mnie i podał mi reklamówkę mówiąc, że dostaję to na koszt firmy. Podziękowałam mu za wszystko i wyszłam ze sklepu. Popijając wódkę i paląc już drugiego papierosa, doszłam do boiska od koszykówki.
Usiadłam na murku przed siatką, gdy zauważyłam grupkę chłopaków grających na placu. Było ich pięciu, a jeden lepszy od drugiego. Zmierzyłam wzrokiem każdego z grających, ale na jednym zatrzymałam swój wzrok na dłużej. Miał idealnie podniesioną grzywkę do góry, hipnotyzujące karmelowe oczy i grał bez koszulki! I D E A Ł. Patrzyłam na jego pracujące mięśnie, wyrzeźbiony tors oraz na pełno tatuaży, które miał dosłownie wszędzie. Chyba zaczynają mnie kręcić wydziarani chłopacy.
W pewnym momencie podniósł nas mnie swój wzrok, przez chwilę patrzyliśmy na siebie, a zaraz po nim jego ciekawi koledzy też unieśli głowy, ale mimo to że wpatrywała się we mnie grupa seks bomby, moje spojrzenie było utkwione w brunecie, który powoli oblizał swoje wargi wywołując tym ruchem dreszcz na moich plecach.

Justin's POV:
- Podaj mi tą piłkę, Chris! - krzyczałem do chłopaka z drużyny, który akurat szukał kogoś wzrokiem pod koszem.
Tak! Kolejny trafiony rzut, jestem w doskonałej formie!
Graliśmy już od godziny i bardzo dobrze się przy tym bawiliśmy. Oczywiście moja drużyna wygrywała.
Usłyszałem ciche stukanie obcasów, którym niekoniecznie się przejąłem bo jest początek wakacji, więc pełno lasek wraca teraz z imprez, albo dopiero na nie idzie. Nadal naliczałem punkty mojej drużynie, dopóki do moich uszu nie doleciał cichutki głosik popłakiwania. Zainteresowałem się i podniosłem głowę szukając źródła dźwięku. Ujrzałem drobną postać siedzącą na murku, po słabym płaczu było to oczywiste, że to dziewczyna. Zapaliły się latarnie i mogłem dokładnie przyjrzeć się lasce. Na nogach miała wysokie, czarne szpilki, brązowe, lekko kręcone włosy opadały na jej plecy, a na sobie miała krótką, fioletową sukienkę. Kurwa, prześliczna dziewczyna ubrana w mój ulubiony kolor. Prześliczna? Co ty mówisz Bieber? No, ale cóż... Laska była zajebiście ładna. Zauważyłem w jej ręce alkohol,a w drugiej niedopalonego peta.
Zobaczyłem, że obczaja chłopaków, a na jej twarzy formuje się coraz większy uśmiech. Jednak, gdy zatrzymuje swój wzrok na mnie rumieni się, ale nadal na mnie patrzy. Po chwili widzi, że też się na nią patrzę, ale tym razem ja odwracam się do kumpli i sam podchodzę do dziewczyny.

Bella's POV:
O kurwa, idzie do mnie. Po co ja się na nich gapiłam? W sumie to nie żałuję, ciałka mają zajebiste.
Momentalnie spięłam mięśnie i już opracowywałam plan ucieczki, kiedy usłyszałam głos bruneta, który był niebezpiecznie blisko.
- Hej, nie bój się mnie. - powiedział od razu kiedy zobaczył jak zdenerwowana byłam
Po chwili znalazł się tuż przede mną i mogłam dokładnie zauważyć wszystkie jego tatuaże, wyrzeźbiony tors. Muszę przyznać, że był kurewsko przystojny i seksowny. Wyciągnął rękę po alkohol, a ja bez namysłu mu go podałam. Myślałam, że będzie chciał się napić, a on odwrócił się i wyrzucił go do śmietnika.
- Co do kurwy? - krzyknęłam w stronę chłopaka
Ten tylko odwrócił się do mnie i znowu wyciągnął dłoń.
- Justin Bieber. - powiedział i uśmiechnął się przyjaźnie
Nie znam go, powiedzieć mu prawdziwe imię? A jak coś mi zrobi? - myślałam przez chwilę
- Candy Jordan. - wymyśliłam na szybko imię i uśmiechnęłam się fałszywie
- Co tu robisz sama o tej porze, cukiereczku?
- Czekam aż mnie ktoś kurwa zgwałci. - powiedziałam sarkastycznie. Sama nie wiem czemu tak zareagowałam, ale jak zobaczyłam zmartwioną twarz chłopaka od razu zrobiło mi się głupio.
- Przepraszam, po prostu dzisiejszy dzień to najgorszy dzień w moim życiu i chciałabym jak najszybciej go zapomnieć. - westchnęłam, a na samo wspomnienie czułam jak łzy zaczęły wypływać spod moich powiek.
- Cholera, nie. Proszę cię, nie płacz. - powiedział od razu Justin zauważając moje łzy
- Nie płacz, bo ja zacznę płakać.
Podniosłam swój wzrok na chłopaka, który już miał zaczerwienione oczy. Zaciągnęłam się papierosem, którego na szczęście mi nie wyrzucił i wypuściłam dym robiąc idealne kółko.
- Czemu płaczesz? - zapytałam chłopaka, który intensywnie się we mnie wpatrywał
- I czemu się tak na mnie patrzysz?
- Bo nienawidzę jak piękna dziewczyna płacze, a po drugie strasznie mnie kręci to jak laski palą. - wychrypiał
Zaraz, zaraz. Czy on powiedział, że jestem piękna? Mam zawał, to pewne.
Mimowolnie zachichotałam i uśmiechnęłam się do Justina.
- Wszystko już dobrze? Masz jak wrócić do domu? - zapytał z troską w głosie, a ja tylko wzruszyłam ramionami i kolejny raz zaciągnęłam się papierosem.
Nagle zawiał wiatr na co zareagowałam dreszczem z zimna. Justin zauważył ja drżę i pobiegł na boisko, mówiąc przy okazji chłopakom żeby grali dalej.
Wstałam z murku i chciałam wrócić do domu, żeby nie przeszkadzać, ale to nie było mi dane.
Usłyszałam kroki szatyna za sobą, ale nie odwróciłam się tylko poczułam jak tracę grunt pod nogami.
Justin zarzucił mnie przez swoje ramie i zawrócił w stronę boiska.
- Puść mnie! Postaw mnie na ziemi w tej chwili! - krzyczałam i biłam chłopaka pięściami po gołych plecach.
- Proszę, odstaw mnie. - powiedziałam już ciszej na co chłopak od razu postawił mnie na ziemi.

Justin's POV:
Pobiegłem po bluz dla zmarzniętej Candy, ale gdy zobaczyłem jak odchodzi w drugą stronę nie mogłem na to pozwolić. Pobiegłem za nią i chwytając ją za talię, przerzuciłem dziewczynę przez ramię i zawróciłem.
Krzyczała na mnie i biła mnie swoimi małymi rączkami co tylko mnie rozbawiło, bo chcąc nie chcąc nie czułem nic. Dopiero, gdy usłyszałem jej drżący głos postawiłem ją na ziemi i chciałem zarzucić jej moją bluzę na ramiona. Podniosłem ręce, na co dziewczyna od razu skuliła się, zamknęła oczy i cicho pisnęła.
- Candy? Co się stało? Przepraszam, ja nie... - przerwałem, gdy zobaczyłem zaczerwieniony policzek Candy. Zrozumiałem już dlaczego tak zareagowała na mój ruch.
- Kurwa, co się stało? Kto ci to zrobił?
- Uderzyłam się. - skłamała dziewczyna.
- To dlaczego tak zareagowałaś na moje ręce? - zapytałem spokojnie, podnosząc jedną brew do góry.
- Nic ci kurwa nie muszę mówić! Nawet się nie znamy! - podniosła głos Isabella i odwróciła się na pięcie idąc w przeciwną stronę.
O nie, tym razem mi tak łatwo nie ucieknie. Nie dam tak za wygraną, nie znowu...

Bella's POV:
Kurwa mać, co za kretyn. Kim on jest, żeby się tak o wszystko wypytywać?
Lekko odwróciłam się do tyłu, jebać moje szczęście, gonił mnie ZNOWU.
Przyśpieszyłam kroku chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu, ale nigdy nic nie idzie po mojej myśli.
Usłyszałam wołanie chłopaka, na co zwolniłam.

Justin's POV:
Widziałem jej kręcone, brązowe włosy które opadały jej na plecy, gdy uciekała przede mną.
STOP, ona przede mną uciekała, bała się mnie. Tak nie powinno być!
- Candy, proszę zatrzymaj się. Nie bój się mnie. - zacząłem niepewnie mówić
Zatrzymała się! Kocham moje szczęście!
Podbiegłem szybko do dziewczyny i zatrzymałem się kilka kroków przed nią.
- Przepraszam cię, nie chciałem być wścibski. Po prostu czasem nie umiem się ugryźć w język. Nie wiem, kiedy się zamknąć.
- Nic się nie stało Justin, jest dobrze. - powiedziała cicho i uśmiechnęła się delikatnie
- Załóż moją bluzę, bo mi tu zamarzniesz. Przepraszam jeszcze raz, że tak na ciebie naciskałem. Nie powinienem tak robić. Wybaczysz mi? - spytałem dziewczyny patrząc na nią z minką zbitego psa
Candy widząc moją twarz wybuchnęła głośnym śmiechem, na co po chwili również zacząłem się śmiać.
- Już mówiłam, jest okej Justin, nie gniewam się. Muszę iść do domu, wyjeżdżam jutro z rodzicami i jakimiś ich durnymi znajomymi co mają syna kretyna. - zachichotała
- A mogę cię chociaż odprowadzić do domu?
Zgodziła się kiwnięciem głowy i poszliśmy.
- Can? - zacząłem ten sam temat
Popatrzyła na mnie zaciekawiona co mam jej do powiedzenia.
- Powiesz mi co się stało? Dlaczego tak zareagowałaś?
Wciągnęła cicho powietrze, ale przytaknęła głową.
- Zerwałam dzisiaj z chłopakiem i po prostu... - zaczęła mówić dziewczyna
- Uderzył cię, bo z nim zerwałaś?
Milczała, zacisnąłem ręce w pięści. Milczenie oznacza prawdę.
- Candy? Zrobił ci coś?
Nadal siedziała cicho, co coraz bardziej mnie denerwowało.
- Zaczął mnie wyzywać od dziwek, szmat i najgorszych z możliwych, a potem mnie uderzył. - ostatnią część zdania niemal wyszeptała, a zaraz po tym łzy znowu wypłynęły z jej oczu.
- Nie płacz, kochanie. Nie warto płakać przez chłopaków. On nie jest wart ciebie ani twoich łez. Myszko, cholera, nie płacz proszę. - błagałem dziewczynę.
Nie wiedziałem co mam robić, Candy coraz bardziej zaczynała płakać, a ja nie mogłem tak bezczynnie stać.
Przytuliłem ją i zamknąłem w uścisku, dziewczyna przytuliła się do mnie i po chwili uspokoiła się całkowicie.
- Widzisz, twoje łzy nie są warte jego żałosnej dupy, jeśli miał odwagę podnieść rękę na dziewczynę i ją zwyzywać to pokazuje jakim kretynem był. Gdyby taka dziewczyna jak ty, byłaby moja nigdy nie pozwoliłbym jej odejść, a co dopiero uderzyć.
- Dziękuję, Jay. - uśmiechnęła się lekko, a ten widok był najlepszy na całym świecie.
- Jak mnie nazwałaś, skarbie?
- Przepraszam, mój kolega miał na imię Justin i mówiliśmy do niego Jay. Tak jakoś mi się wymsknęło, przepraszam. - zaczęła tłumaczyć się dziewczyna
- Kochanie, Can, Candy! - nie mogłem jej przekrzyczeć, dostała jakiegoś słowotoku.
- Nic się nie stało, malutka. Moja mama tak na mnie mówiła i jesteś jedyną osobą, która tak mnie nazwała oprócz niej.
Nic już nie powiedziała, uśmiechnęła się delikatnie i dalej poszliśmy w kierunku jej domu.

Bella's POV:
- Mieszkam za tym, o kurwa..
Dziewczyna wyrwała się z mojego uścisku i pobiegła w stronę swojego domu, który otaczały karetki, policja i straż pożarna...
***
Drugi rozdział, a już tak zepsułam sprawę :) Nawet nie zdajecie sobie sprawy jaki uśmiech na mojej twarzy wywołały dwa komentarze, które już zagościły pod pierwszym rozdziałem! Dziękuję!
Nowa osoba w bohaterach :) Do zobaczenia!
alex xo.
+ DZIĘKUJĘ ZA 210 WYŚWIETLEŃ <3

czwartek, 30 października 2014

Rozdział 1

 I
* W odpowiadaniu występują wulgaryzmy i sceny +18, czytasz na własną odpowiedzialność.

3..2..1!!

- Mamy wakacje kochana! Dwa miesiące wolności, Bella rozumiesz to? - krzyczała do mnie moja przyjaciółka, poznajcie najbardziej powaloną osobę na świecie. Przed państwem Alison Cass.
- Tak, Ally rozumiem! - odkrzyknęłam ze śmiechem
Wybiegłyśmy z boiska uśmiechnięte od ucha do ucha, czując tą wolność.Nagle poczułam duże dłonie oplatające moją talię dookoła. Usłyszałam tylko ciche westchnięcie Ally zanim odwróciłam się przodem
do dobrze znanego mi chłopaka.
- Przepraszam pana, ale mam cudownego chłopaka i jak zobaczy kogoś innego obmacującego mnie
to nie będzie dobrze. - powiedziałam poważnie, ale mały uśmiech wkradł mi się na twarz.
- Bardzo panią przepraszam, ale może nic nie powiemy temu chłoptasiowi i razem uczcimy początek wakacji? - zapytał mężczyzna z uśmiechem na ustach
- Z wielką chęcią sir, ale mama nie.. - nie było dane mi dokończyć kolejnego zdania, gdy nagle poczułam usta chłopaka wpijające się w moje wargi.
- Zamknij się już, debilko - zaśmiał się chłopak przed pocałunek i zaraz po tym uśmiechnął się.
Oderwaliśmy się od siebie, po czym jeszcze raz pocałowałam Mike'a w usta i złapałam go za rękę.
- To co, zakochańce? Idziemy na pizzę, a wieczorem do klubu? - zapytała Alison
- Ally, mamy 15 lat, więc gdzie nas wpuszczą na imprezę?
- Pójdziecie ze mną do Malibu to na bank was wpuszczą. Pracuje tam mój przyjaciel, jeden telefon
i po sprawie. - powiedział szybko Mike
Obydwoje popatrzyli się na mnie oczekując odpowiedzi, jednak widząc moją minę od razu zaczęli mnie przekonywać.
- Oj no Bells, nie daj się prosić. Trzeba uczcić koniec budy, nie bądź sztywna. - zaczęła marudzić Ally
- Niech wam będzie. - odpowiedziałam przekonana
Jednak czułam się dziwnie, czułam że dzisiaj nie jest najlepszy czas na imprezowanie i coś się wydarzy. Wiedziałam, że to nie będzie dobra rzecz.

BELLA'S POV

Po zjedzeniu pizzy umówiłam się z Ally o 19 w moim domu, żeby uszykować się razem do klubu, a Mike przyjedzie po nas o 22. Gdy przyjaciółka już przyszła pobiegłyśmy do garderoby w poszukiwaniu najlepszych ubrań na tę okazję.
- Isabella?
Oj, coś się stało. Jak Alison mówi do mnie pełnym imieniem nie jest za dobrze.
- Co się stało Ally?
Pokazując mi fioletową sukienkę ledwo sięgającą za tyłek odetchnęłam z ulgą, że to nic poważnego.
- Musisz ją założyć Bella! Mike oszaleje, a do tego te czarne szpilki i będziesz wyglądała jak bogini!
Dokładnie o 22 usłyszałyśmy podjeżdżające auto pod mój dom. Zadzwonił dzwonek do drzwi, a Alison wybiegła z pokoju na dół, żeby Mike mógł wejść.

MIKE'S POV

To się dzisiaj zabawię z tą malutką Bellą. Dokładnie, miałem wyjebane na tą laskę, kochała mnie,
jak przykro że ja jej nie. Ile ona ma lat, żeby wiedzieć co to jest miłość?
Nie myślcie, że jestem bez uczuć, po prostu założyłem się z kumplem oto, że w ciągu miesiąca Isabella będzie moja.Nie chodziło o stosunek tylko o związek. Byłem uznawany na geja, więc musieli się przekonać na własnej skórze czy to tylko plotki. Miałem z nią wytrzymać 2 miesiące. Znowu zgadliście? Dwa miesiące mijają właśnie dziś! Miałem zamiar to zakończyć w klubie, miałem dosyć całej tej szopki. Nie, że nie było
mi dobrze z nią, ta suka ma dopiero 15 lat i pierdoli ciągle, że nie jest gotowa na seks, a jako facet mam swoje potrzeby i mam już dość tej dziewczyny.
Podjechałem pod dom małolaty, wychodząc z auta starałem się być jak najbardziej opanowany żeby
nie było po mnie widać nic, a nic że to dzisiaj młoda będzie wiedziała co to znaczy mieć złamane serce.
Zapukałem do drzwi, które otworzyła wkurwiająca przyjaciółka Belli. Po chwili rozmowy z nudną koleżanką usłyszeliśmy stukot obcasów. Podniosłem wzrok na szczyt schodów i szczęka odpadła mi na dół.
- O kurwa.. - zdołałem z siebie wydusić dwa słowa
Na schodach stała Bella ubrana w krótką, fioletową sukienkę, czarne obcasy, a włosy miała lekko podkręcone. Wyglądała jak bogini, aż musiałem przemyśleć czy na pewno chcę to kończyć.
Podszedłem do niej i złapałem ją w talii przyciągając do siebie. Położyła swoje małe dłonie na mojej klatce piersiowej, a po chwili zaczęliśmy namiętny pocałunek. Jak zwykle przerwała nam jej przyjaciółka,
więc złapałem dziewczynę za rękę i wyszliśmy z domu.
Zaparkowałem pod klubem i całą trójką weszliśmy do środka bez żadnych problemów.
- Alice? Możesz nas zostawić na chwilkę? Spotkamy się przy barze. - zwróciłem się do brunetki
Kiedy Ally odeszła, odwróciłem się do Belli.
- Isabella, posłuchaj mnie.. - zacząłem niepewnie widząc zdenerwowanie dziewczyny
- Poczekaj chwilkę. - przerwała mi
- Myślałam ostatnio o nas i widzę, że między nami nie ma tego uczucia, które towarzyszyło nam na początku naszego związku. Kocham Cię, więc bardzo ciężko mi to mówić, ale..
Nie kurwa, ona ze mną nie zerwie. Nigdy laska ze mną nie zrywa to ja zrywam z nimi, nikt mnie kurwa
tak nie upokorzy.
-... z nami koniec, przepraszam Mike. Bardzo mi przykro. - powiedziała cicho Bella
Nie wytrzymałem, ta suka nie będzie ze mną kończyć. To zawsze ja mam ostatnie słowo.
- Słucham, kurwa? Coś ty powiedziała, dziwko? - spojrzałem na nią z obrzydzeniem
- Mike, uspokój się. Nie to chciałeś mi powiedzieć? Przykro mi, ale nie uda się nam.
- Nie będziesz kurwa, ze mną kończyć szmato!

BELLA'S POV

Bałam się go, bałam się człowieka którego darzyłam najmocniejszym uczuciem. Gdy wybuchł, myślałam tylko o ucieczce i jak ja wrócę do domu.
- Słuchaj mnie, suko! To ja kończę z Tobą, a nie ty ze mną kurwo! - krzyczał ciągle Mike
Nagle poczułam napływające łzy do oczu i pieczenie na policzku.
O nie, kurwa, nie uderzył mnie. To tylko sen, powiedzcie, że to mi się śni!
- Nie chcę cię więcej widzieć ty mała suko! - krzyknął na mnie ostatni raz, po czym po prostu odszedł.
Jak to się mogło stać? Kochałam go, co się właśnie kurwa stało?

***
Pierwsze koty za płoty. Było ciężko i od razu przepraszam, że jest tak krótki, ale początki są zawsze najgorsze prawda? :)
Liczę na wasze opinie i tyle, nie będę się rozpisywać, bo i tak nikt tego nie czyta.
Mam nadzieję, że się podobało i ktoś tu będzie to czytał.
alex. xo

Prolog

Głupi, niewinny zakład doprowadzi do czegoś czego nikt się nigdy nie spodziewał.Każde wakacje wspomina się z uśmiechem
na twarzy, jednak te zostaną w ich pamięci i sercu na zawsze.
Oni jeszcze nie wiedzą, że to uczucie jest ponad wszystko. Nawet ponad życie.


**
Hej kochani, zaczynam swoją przygodę z ff i liczę na wyrozumiałość oraz dobre rady :)
Nie będę Was zmuszała do komentowania niczego, bo z własnego doświadczenia wiem, że nie zawsze chce się coś napisać. Jednak pierwszą moją prośbą będzie to, że jeśli ktoś kto pisze ff niech poradzi mi
co zrobić, żeby było dobrze :) A jeśli kogoś zaciekawił prolog to zapraszam do czytania kolejnych rozdziałów, które będą się pojawiać raczej często. Dziękuję za uwagę i do zobaczenia.



alex.