poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 5

Bella's POV:

Obudziłam się przez warkot silnika,zaraz co ja robię w samochodzie? Momentalnie się wyprostowałam, usiadłam w fotelu i spięłam mięśnie. Delikatnie spojrzałam w stronę okna chcąc chociaż minimalnie zorientować się gdzie jestem wywożona.
- Widzę, że księżniczka się obudziła. - usłyszałam męski głos, który znałam i któremu ufałam. Od razu rozluźniłam mięśnie wiedząc, że jestem bezpieczna.
- Hej Jay, co słychać? - zachichotałam.
- Wszystko dobrze, a jak ty się czujesz? - zapytał niepewnie Justin.
- Jest dobrze, bo jesteś tu ze mną i mnie uratowałeś. Dziękuję ci Justin, za wszystko. Gdybyś przyjechał kilka minut później to nie wiem czy dałabym radę jeszcze z nim walczyć i pewnie by mnie... - nie dałam rady dokończyć zdania, czułam tylko gulę w moim gardle i łzy napływające do moich oczu.
- Hej kochanie, nie płacz. Proszę wszystko tylko nie to. - powiedział chłopak zjeżdżając na pobocze.
- Jest już dobrze, ze mną nic ci się nie stanie. Zawsze będę obok ciebie, będziesz bezpieczna ze mną. - obiecał mi szatyn po czym kciukiem otarł moje mokre policzki.
- Wiesz, że jesteś piękna? - czułam jak moja twarz robi się czerwona, wiec wyrwałam się od rąk Justina
i szybko zasłoniłam twarz włosami.
- Mówiłem ci, żebyś się przede mną nie chowała. Jesteś piękna, a to jak się rumienisz gdy cię skomplementuję jest strasznie słodkie.
- To ty jesteś słodki, Justin. - zachichotałam
- O nie, moja droga. Nigdy nie mów, że jesteś słodki. - zagroził mi palcem chłopak, po czym wybuchł śmiechem.
- Co w tym strasznego? Jesteś bardzo uroczy. Myślisz, że nie zauważyłam tego wielkiego bukietu róż z tyłu na siedzeniach? Twoja dziewczyna to wielka szczęściara, mieć takiego seksownego, opiekuńczego chłopaka to cud. Dostać od niego taki piękny bukiet, jak przypuszczam bez okazji? Chłopak idealny, jakich mało.
- Wyjaśnijmy sobie coś. Po pierwsze nie mam dziewczyny, po drugie te kwiaty miałem dać tobie, ale wyszło jak wyszło więc miałem zamiar podarować ci je potem, a po trzecie uważasz, że jestem seksowny? - zapytał chłopak po czym zabawnie poruszył brwiami. Widząc jego ruchy wybuchłam śmiechem, a szatyn zaraz
po mnie.
- Widziałeś siebie w lustrze? Jestem pewna, że tak, więc dobrze wiesz jak na twój widok reagują dziewczyny. Wszystkie za tobą szaleją. - wydukałam przez śmiech.
- Wszystkie? Czyli ty też?
- O nie, mój drogi. Ja mam dość chłopaków i miłości na długi, okropnie długi czas. - powtórzyłam słowa chłopaka, ale po wypowiedzeniu tego zdania ujrzałam w oczach chłopaka smutek. Jednak szybko zmienił wyraz twarzy na obojętny.
- Skoro masz dość chłopaków to czemu właśnie teraz siedzisz ze mną w samochodzie i na dodatek rozmawiasz? - zapytał poważnie Justin.
- A co mam ze sobą zrobić? Jeśli jestem dla ciebie obciążeniem to mi powiedz, a dam sobie radę sama. - powiedziałam i spojrzałam smutno na chłopaka.
- Maleńka, przepraszam. Nie to miałem na myśli, to nie tak miało zabrzmieć. Nawet tak nie mów, że jesteś problemem, będę cię chronił mimo wszystko. 
Miałam dość, wszystko się wali. Rodzice mnie zostawili, mój były chłopak próbował mnie zgwałcić i jeszcze na dodatek Justin sugeruje, że jestem problemem i ma mnie dosyć, przynajmniej ja tak zrozumiałam. Odwróciłam głowę w stronę okna i zauważając, że nadal stoimy na poboczu chwyciłam klamkę. Spojrzałam ostatni raz na chłopaka i wysiadłam z samochodu kierując się na dużą górę i na to co było w oddali.
Księżyc w pełni oświetlał mi drogę, więc po prostu szłam przed siebie, jak najdalej od chłopaka.
Miałam tylko nadzieję, że wystawił moje rzeczy i pojechał dalej, a nie że będzie za mną szedł. Dam sobie radę sama, a skoro sprawiam mu problemy tak będzie lepiej. Usłyszałam szum wody, więc kierowałam
się w tamtym kierunku będąc ciekawa co jest przede mną. Nagle moim oczom ukazał się najpiękniejszy widok jaki widziałam. Na środku wielkiej góry stała mała ławeczka, do której szybko podeszłam, a gdy
na niej usiadłam i popatrzyłam przed siebie nie mogłam wyjść z szoku. Siedziałam na zboczu klifu, a przede mną rozprzestrzeniał się widok delikatnie oświetlonego oceanu. Poczułam, że ławka ugina się pod ciężarem jeszcze jednej osoby. Nie przestraszyłam się ani nie odwróciłam, bo wiedziałam że to Justin. Jego perfumy będę umiała wyczuć nawet w odległości stu kilometrów. Patrzyłam nadal na piękny widok, ale kątem oka widziałam jak Jay intensywnie się we mnie wpatruje i usiłuje coś powiedzieć, jednak nic nie wyszło z jego ust.

Justin's POV:

Czemu ja nigdy nie mogę ugryźć się w język zanim powiem jakieś głupoty? Patrząc na wybiegającą Isabellę z mojego auta momentalnie dałem sobie po ryju i poszedłem śladem dziewczyny.
Doskonale wiedziałem gdzie byliśmy, więc znalezienie jej w lesie nie może być trudne. Zauważyłem znikającą postać dziewczyny za drzewami i puściłem się biegiem za nią. Gdy zauważyłem Isabellę siedzącą na ławce od razu się uspokoiłem i wolno podszedłem do niej. Usiadłem koło szatynki, ale nie poruszyła
się ani nie spojrzała na mnie, kurwa. Zjebałem sprawę i to po całej linii. 
- Prawda, że jest pięknie? - zacząłem cicho rozmowę. 
Bella nadal się nie odzywała, ale lekko skinęła głową. Ucieszyłem się, że nie ignoruje mnie zupełnie.
- Isabella? - znowu zapytałem prawie szeptem. Dziewczyna delikatnie odwróciła głowę w moją stronę tak, że widziałem tylko jej profil.
- Proszę, spójrz na mnie. Nie ignoruj mnie. Nakrzycz na mnie, uderz mnie, cokolwiek tylko nie ignoruj mnie, bo to boli najbardziej. 
- Nie będę nic robić Justin. Dlaczego mam cię uderzyć czy nakrzyczeć? Za to, że uświadomiłeś mi to,
że zawsze byłam problemem którego nikt nie chciał? Za to, że jestem nikomu niepotrzebna? Powinnam
ci podziękować, bo gdyby nie ty nadal żyłabym w tym głupim przekonaniu, że jednak coś dla kogoś znaczę. - powiedziała dziewczyna prychając.
- Przestań, nie mów tak! Jak możesz tak myśleć? To, że ja jestem kretynem i źle dobrałem słowa, które
cię uraziły nie oznacza, że nikt cię nie chce! Do jasnej cholery, Bella! Nigdy więcej nie pozwalam
ci powiedzieć, że jesteś nic nie warta. - zdenerwowałem się i lekko podniosłem głos uświadamiając dziewczynie coś co powinna wiedzieć. 
- Nie Justin, spójrz na to z mojej strony. Gdyby rodzice mnie kochali i ufali mi to chyba powiedzieliby
mi o tym, że ściga ich mafia. Gdyby mój były chłopak mnie szanował nie chciałby mnie zgwałcić. Gdybym znaczyła coś dla ciebie, co jest kompletnym szaleństwem bo jesteś dla mnie obcy, to nie siedzielibyśmy tutaj rozmawiając o tym jaka jestem beznadziejna, więc nie mów...- nie dałem jej dokończyć zdania, wiem
że nie powinienem tego robić, ale to było silniejsze ode mnie. Chciałem, żeby dziewczyna nareszcie
się przymknęła i skończyła działać mi na nerwy. Pochyliłem się i ją pocałowałem. Złapałem Bellę za talię
i przyciągnąłem do siebie, bez żadnych oporów szatynka usiadła mi na kolanach. Jednak przez chwilę
nie odwzajemniała pocałunku będąc zszokowana moim ruchem. To była dosłownie minutka, już miałem
się odsunąć od dziewczyny gdy ta zaczęła współpracować swoimi wargami z moimi. To wszystko było bardzo delikatne i spokojne, jest to chyba pierwszy mój taki pocałunek. Odsunąłem się od niej,
gdy zabrakło mi tchu, ale przeniosłem się na linię szczęki i szyję dziewczyny. Gdy zassałem jej czuły punkt
na szyi otrzymałem od niej cichy jęk przyjemności i uśmiechnąłem się przez składane pocałunki. Delikatnie gryzłem i ssałem jej czuły punkt na szyi, więc doskonale zdawałem sobie z tego sprawę że pojawi się tam malinka. Nagle dziewczyna zeszła z moich kolan i usiadła na ławce, zdezorientowany nie wiedziałem
co się dzieje. Usłyszałem chichy chichot szatynki, który zaraz zmienił się w głośny śmiech. Nadal
nie rozumiejąc powodu do śmiechu wyłapałem spojrzenie Belli. Poszedłem na jej wzrokiem na moje krocze, wszystko jasne. W spodniach było widoczne dość spore wybrzuszenie, no co? Nie moja wina, że Isabella mnie
tak pociąga.
- Widzisz słonko? I co narobiłaś biednemu Justinkowi? - spytałem z dziecięcym głosem.
- To ja powinnam zapytać, co ty dzieciaczku robiłeś przed chwilą na mojej twarzy oraz szyi?
- Takie małe czary mary, maleństwo. - powiedziałem do dziewczyny po czym puściłem jej oczko.
- Nie miałem pomysłu jak cię uciszyć, musisz wiedzieć że mimo że znamy się parę dni jesteś dla mnie ważna
i nie pozwolę cię skrzywdzić, rozumiesz? - szatynka w odpowiedzi tylko pokiwała głową.
- Isabella? Muszę ci coś powiedzieć, możesz mnie po tym znienawidzić ale musisz to wiedzieć. - musiałem jej powiedzieć o zakładzie z jej ojcem, nie chcę zaczynać z nią od kłamstw, muszę być szczery.
- Poczekaj Justin, możesz mi to powiedzieć jak dojedziemy do twojego domu? Jestem strasznie zmęczona. - przerwała mi dziewczyna i wysunęła dolną wargę do zewnątrz, wyglądając przy tym przesłodko.
- Pewnie aniołku, to może poczekać ale nie długo. - wziąłem Bellę na ręce widząc, że ze zmęczenia
nie da rady sama dojść. Idąc w kierunku samochodu usłyszałem przychodzącą wiadomość, trzymając jedną ręką dziewczynę odblokowałem telefon i zauważyłem sms'a od ojca szatynki. Momentalnie cała krew odpłynęła mi z twarzy. Coś czuję, że nie będzie za wesoło.
***
PRZEPRASZAM, JESTEM DO DUPY.
alex xo
Będzie miło jak skomentujecie :)

2 komentarze:

  1. Ej, matko, mam się bać? Co będzie dalej? Jestem już teraz strasznie ciekawa. I w ogóle co Justin chce jej powiedzieć? Wprowadziłaś mnie w stan spnieświadomości, przez który nie mam pojęcia, co wydarzy się dalej, ale jednocześnie uwielbiam być w tym stanie, no bo kurcze, teraz ciekawość zżera mnie od środka. A tak poza tym, awww, pocałowali się. Takie słodkie. Pasują do siebie. I muszą być oczywiście razem. Rozdział niesamowity, czekam na kolejny ;*
    final-justice-jb.blogspot.com
    whatever-people-say-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń