niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 2

Bella's Pov:
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie wiedziałam gdzie się podziała Alison, więc postanowiłam wysłać jej wiadomość, że źle się poczułam i pojechałam do domu. Oczywiście nie miałam zamiaru wracać do domu, przynajmniej nie w takim stanie jakim byłam, bo zaraz rodzice zadawaliby multum pytań.
Wstałam z ziemi i wyszłam z klubu tracąc ochotę na jakiekolwiek świętowanie. Wychodząc z klubu natknęłam się na Mike'a. Stał w kącie i obściskiwał się z jakąś dziwką, która da mu dupy, a rano nie będą pamiętać swoich imion. Momentalnie zrobiło mi się słabo, ale najbardziej zabolało mnie serce i to jak potraktował mnie chłopak, którego niby kochałam. Po drodze zauważyłam sklep monopolowy, więc nie myśląc od razu do niego wstąpiłam.
- Dobry wieczór. - usłyszałam powitanie od sprzedawcy
- Dla kogo dobry, ten dobry. - mruknęłam cicho, ale jednak pan za ladą usłyszał mnie
- Co się stało, kochaniutka? Widzę, że chyba chciałabyś zapomnieć o tym dniu.
- Czyta mi pan w myślach. Poproszę wódkę i jakikolwiek sok.
- Słuchaj, wiem że nie jesteś pełnoletnia, ale widząc twój stan serce mi się kraje i nie będę odmawiał ci czegoś, co może poprawić humor. - powiedział i uśmiechnął się do mnie serdecznie sprzedawca
Włożył alkohol i popitę w siatkę, do której dorzucił jeszcze papierosy i zapalniczkę.
Popatrzyłam na niego i tylko uśmiechnęłam się w zamian za jego gest. Gdy chciałam zapłacić, powstrzymał mnie i podał mi reklamówkę mówiąc, że dostaję to na koszt firmy. Podziękowałam mu za wszystko i wyszłam ze sklepu. Popijając wódkę i paląc już drugiego papierosa, doszłam do boiska od koszykówki.
Usiadłam na murku przed siatką, gdy zauważyłam grupkę chłopaków grających na placu. Było ich pięciu, a jeden lepszy od drugiego. Zmierzyłam wzrokiem każdego z grających, ale na jednym zatrzymałam swój wzrok na dłużej. Miał idealnie podniesioną grzywkę do góry, hipnotyzujące karmelowe oczy i grał bez koszulki! I D E A Ł. Patrzyłam na jego pracujące mięśnie, wyrzeźbiony tors oraz na pełno tatuaży, które miał dosłownie wszędzie. Chyba zaczynają mnie kręcić wydziarani chłopacy.
W pewnym momencie podniósł nas mnie swój wzrok, przez chwilę patrzyliśmy na siebie, a zaraz po nim jego ciekawi koledzy też unieśli głowy, ale mimo to że wpatrywała się we mnie grupa seks bomby, moje spojrzenie było utkwione w brunecie, który powoli oblizał swoje wargi wywołując tym ruchem dreszcz na moich plecach.

Justin's POV:
- Podaj mi tą piłkę, Chris! - krzyczałem do chłopaka z drużyny, który akurat szukał kogoś wzrokiem pod koszem.
Tak! Kolejny trafiony rzut, jestem w doskonałej formie!
Graliśmy już od godziny i bardzo dobrze się przy tym bawiliśmy. Oczywiście moja drużyna wygrywała.
Usłyszałem ciche stukanie obcasów, którym niekoniecznie się przejąłem bo jest początek wakacji, więc pełno lasek wraca teraz z imprez, albo dopiero na nie idzie. Nadal naliczałem punkty mojej drużynie, dopóki do moich uszu nie doleciał cichutki głosik popłakiwania. Zainteresowałem się i podniosłem głowę szukając źródła dźwięku. Ujrzałem drobną postać siedzącą na murku, po słabym płaczu było to oczywiste, że to dziewczyna. Zapaliły się latarnie i mogłem dokładnie przyjrzeć się lasce. Na nogach miała wysokie, czarne szpilki, brązowe, lekko kręcone włosy opadały na jej plecy, a na sobie miała krótką, fioletową sukienkę. Kurwa, prześliczna dziewczyna ubrana w mój ulubiony kolor. Prześliczna? Co ty mówisz Bieber? No, ale cóż... Laska była zajebiście ładna. Zauważyłem w jej ręce alkohol,a w drugiej niedopalonego peta.
Zobaczyłem, że obczaja chłopaków, a na jej twarzy formuje się coraz większy uśmiech. Jednak, gdy zatrzymuje swój wzrok na mnie rumieni się, ale nadal na mnie patrzy. Po chwili widzi, że też się na nią patrzę, ale tym razem ja odwracam się do kumpli i sam podchodzę do dziewczyny.

Bella's POV:
O kurwa, idzie do mnie. Po co ja się na nich gapiłam? W sumie to nie żałuję, ciałka mają zajebiste.
Momentalnie spięłam mięśnie i już opracowywałam plan ucieczki, kiedy usłyszałam głos bruneta, który był niebezpiecznie blisko.
- Hej, nie bój się mnie. - powiedział od razu kiedy zobaczył jak zdenerwowana byłam
Po chwili znalazł się tuż przede mną i mogłam dokładnie zauważyć wszystkie jego tatuaże, wyrzeźbiony tors. Muszę przyznać, że był kurewsko przystojny i seksowny. Wyciągnął rękę po alkohol, a ja bez namysłu mu go podałam. Myślałam, że będzie chciał się napić, a on odwrócił się i wyrzucił go do śmietnika.
- Co do kurwy? - krzyknęłam w stronę chłopaka
Ten tylko odwrócił się do mnie i znowu wyciągnął dłoń.
- Justin Bieber. - powiedział i uśmiechnął się przyjaźnie
Nie znam go, powiedzieć mu prawdziwe imię? A jak coś mi zrobi? - myślałam przez chwilę
- Candy Jordan. - wymyśliłam na szybko imię i uśmiechnęłam się fałszywie
- Co tu robisz sama o tej porze, cukiereczku?
- Czekam aż mnie ktoś kurwa zgwałci. - powiedziałam sarkastycznie. Sama nie wiem czemu tak zareagowałam, ale jak zobaczyłam zmartwioną twarz chłopaka od razu zrobiło mi się głupio.
- Przepraszam, po prostu dzisiejszy dzień to najgorszy dzień w moim życiu i chciałabym jak najszybciej go zapomnieć. - westchnęłam, a na samo wspomnienie czułam jak łzy zaczęły wypływać spod moich powiek.
- Cholera, nie. Proszę cię, nie płacz. - powiedział od razu Justin zauważając moje łzy
- Nie płacz, bo ja zacznę płakać.
Podniosłam swój wzrok na chłopaka, który już miał zaczerwienione oczy. Zaciągnęłam się papierosem, którego na szczęście mi nie wyrzucił i wypuściłam dym robiąc idealne kółko.
- Czemu płaczesz? - zapytałam chłopaka, który intensywnie się we mnie wpatrywał
- I czemu się tak na mnie patrzysz?
- Bo nienawidzę jak piękna dziewczyna płacze, a po drugie strasznie mnie kręci to jak laski palą. - wychrypiał
Zaraz, zaraz. Czy on powiedział, że jestem piękna? Mam zawał, to pewne.
Mimowolnie zachichotałam i uśmiechnęłam się do Justina.
- Wszystko już dobrze? Masz jak wrócić do domu? - zapytał z troską w głosie, a ja tylko wzruszyłam ramionami i kolejny raz zaciągnęłam się papierosem.
Nagle zawiał wiatr na co zareagowałam dreszczem z zimna. Justin zauważył ja drżę i pobiegł na boisko, mówiąc przy okazji chłopakom żeby grali dalej.
Wstałam z murku i chciałam wrócić do domu, żeby nie przeszkadzać, ale to nie było mi dane.
Usłyszałam kroki szatyna za sobą, ale nie odwróciłam się tylko poczułam jak tracę grunt pod nogami.
Justin zarzucił mnie przez swoje ramie i zawrócił w stronę boiska.
- Puść mnie! Postaw mnie na ziemi w tej chwili! - krzyczałam i biłam chłopaka pięściami po gołych plecach.
- Proszę, odstaw mnie. - powiedziałam już ciszej na co chłopak od razu postawił mnie na ziemi.

Justin's POV:
Pobiegłem po bluz dla zmarzniętej Candy, ale gdy zobaczyłem jak odchodzi w drugą stronę nie mogłem na to pozwolić. Pobiegłem za nią i chwytając ją za talię, przerzuciłem dziewczynę przez ramię i zawróciłem.
Krzyczała na mnie i biła mnie swoimi małymi rączkami co tylko mnie rozbawiło, bo chcąc nie chcąc nie czułem nic. Dopiero, gdy usłyszałem jej drżący głos postawiłem ją na ziemi i chciałem zarzucić jej moją bluzę na ramiona. Podniosłem ręce, na co dziewczyna od razu skuliła się, zamknęła oczy i cicho pisnęła.
- Candy? Co się stało? Przepraszam, ja nie... - przerwałem, gdy zobaczyłem zaczerwieniony policzek Candy. Zrozumiałem już dlaczego tak zareagowała na mój ruch.
- Kurwa, co się stało? Kto ci to zrobił?
- Uderzyłam się. - skłamała dziewczyna.
- To dlaczego tak zareagowałaś na moje ręce? - zapytałem spokojnie, podnosząc jedną brew do góry.
- Nic ci kurwa nie muszę mówić! Nawet się nie znamy! - podniosła głos Isabella i odwróciła się na pięcie idąc w przeciwną stronę.
O nie, tym razem mi tak łatwo nie ucieknie. Nie dam tak za wygraną, nie znowu...

Bella's POV:
Kurwa mać, co za kretyn. Kim on jest, żeby się tak o wszystko wypytywać?
Lekko odwróciłam się do tyłu, jebać moje szczęście, gonił mnie ZNOWU.
Przyśpieszyłam kroku chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu, ale nigdy nic nie idzie po mojej myśli.
Usłyszałam wołanie chłopaka, na co zwolniłam.

Justin's POV:
Widziałem jej kręcone, brązowe włosy które opadały jej na plecy, gdy uciekała przede mną.
STOP, ona przede mną uciekała, bała się mnie. Tak nie powinno być!
- Candy, proszę zatrzymaj się. Nie bój się mnie. - zacząłem niepewnie mówić
Zatrzymała się! Kocham moje szczęście!
Podbiegłem szybko do dziewczyny i zatrzymałem się kilka kroków przed nią.
- Przepraszam cię, nie chciałem być wścibski. Po prostu czasem nie umiem się ugryźć w język. Nie wiem, kiedy się zamknąć.
- Nic się nie stało Justin, jest dobrze. - powiedziała cicho i uśmiechnęła się delikatnie
- Załóż moją bluzę, bo mi tu zamarzniesz. Przepraszam jeszcze raz, że tak na ciebie naciskałem. Nie powinienem tak robić. Wybaczysz mi? - spytałem dziewczyny patrząc na nią z minką zbitego psa
Candy widząc moją twarz wybuchnęła głośnym śmiechem, na co po chwili również zacząłem się śmiać.
- Już mówiłam, jest okej Justin, nie gniewam się. Muszę iść do domu, wyjeżdżam jutro z rodzicami i jakimiś ich durnymi znajomymi co mają syna kretyna. - zachichotała
- A mogę cię chociaż odprowadzić do domu?
Zgodziła się kiwnięciem głowy i poszliśmy.
- Can? - zacząłem ten sam temat
Popatrzyła na mnie zaciekawiona co mam jej do powiedzenia.
- Powiesz mi co się stało? Dlaczego tak zareagowałaś?
Wciągnęła cicho powietrze, ale przytaknęła głową.
- Zerwałam dzisiaj z chłopakiem i po prostu... - zaczęła mówić dziewczyna
- Uderzył cię, bo z nim zerwałaś?
Milczała, zacisnąłem ręce w pięści. Milczenie oznacza prawdę.
- Candy? Zrobił ci coś?
Nadal siedziała cicho, co coraz bardziej mnie denerwowało.
- Zaczął mnie wyzywać od dziwek, szmat i najgorszych z możliwych, a potem mnie uderzył. - ostatnią część zdania niemal wyszeptała, a zaraz po tym łzy znowu wypłynęły z jej oczu.
- Nie płacz, kochanie. Nie warto płakać przez chłopaków. On nie jest wart ciebie ani twoich łez. Myszko, cholera, nie płacz proszę. - błagałem dziewczynę.
Nie wiedziałem co mam robić, Candy coraz bardziej zaczynała płakać, a ja nie mogłem tak bezczynnie stać.
Przytuliłem ją i zamknąłem w uścisku, dziewczyna przytuliła się do mnie i po chwili uspokoiła się całkowicie.
- Widzisz, twoje łzy nie są warte jego żałosnej dupy, jeśli miał odwagę podnieść rękę na dziewczynę i ją zwyzywać to pokazuje jakim kretynem był. Gdyby taka dziewczyna jak ty, byłaby moja nigdy nie pozwoliłbym jej odejść, a co dopiero uderzyć.
- Dziękuję, Jay. - uśmiechnęła się lekko, a ten widok był najlepszy na całym świecie.
- Jak mnie nazwałaś, skarbie?
- Przepraszam, mój kolega miał na imię Justin i mówiliśmy do niego Jay. Tak jakoś mi się wymsknęło, przepraszam. - zaczęła tłumaczyć się dziewczyna
- Kochanie, Can, Candy! - nie mogłem jej przekrzyczeć, dostała jakiegoś słowotoku.
- Nic się nie stało, malutka. Moja mama tak na mnie mówiła i jesteś jedyną osobą, która tak mnie nazwała oprócz niej.
Nic już nie powiedziała, uśmiechnęła się delikatnie i dalej poszliśmy w kierunku jej domu.

Bella's POV:
- Mieszkam za tym, o kurwa..
Dziewczyna wyrwała się z mojego uścisku i pobiegła w stronę swojego domu, który otaczały karetki, policja i straż pożarna...
***
Drugi rozdział, a już tak zepsułam sprawę :) Nawet nie zdajecie sobie sprawy jaki uśmiech na mojej twarzy wywołały dwa komentarze, które już zagościły pod pierwszym rozdziałem! Dziękuję!
Nowa osoba w bohaterach :) Do zobaczenia!
alex xo.
+ DZIĘKUJĘ ZA 210 WYŚWIETLEŃ <3

1 komentarz:

  1. Jaka policja, straż i karetka?! :o cholera dawaj szybko następny!

    OdpowiedzUsuń